Jarocin. Sprawa zaginięcia Joanny Wesołek. Efekty dziennikarskiego śledztwa w Ekspresie Reporterów.
W Ekspresie Reporterów wyemitowano reportaż „Zaginiona”, który jest efektem dziennikarskiego śledztwa w sprawie poszukiwań Joanny Wesołek z Jarocina. Lektor materiału mówi wprost: „Celowo tuszowano śledztwo, a w sprawę mogą być zamieszani miejscowi policjanci”.
Reportaż Pawła Kaźmierczka pt. „Zaginiona” przedstawia dziennikarskie śledztwo w sprawie okoliczności zniknięcia 17-letniej Joanny Wesołek. Reporter dotarł do wielu osób, które mogą mieć związek ze sprawą sprzed 20 lat. Materiał rozpoczyna się ujęciem na terenie byłej gorzelni.
- Jedna z osób wskazała, że tam prawdopodobnie zakopana jest pani córka - mówi Paweł Kaźmierczak do matki dziewczyny.
Kobieta jest zszokowana. Zakrywa twarz, płacze.
„Celowo tuszowano śledztwo, a w sprawę mogą być zamieszani miejscowi policjanci. To szokujące ustalenia naszego trwającego niemal pół roku dziennikarskiego śledztwa” - czyta lektor.
Jego słowa potwierdza ekspert prawa karnego.
- Tu mamy do czynienia z morderstwem. Trudno przyjąć, że stało się tam coś innego. Porwanie, morderstwo, krycie, w które są zaangażowane rozliczne osoby i rozliczne instytucje - mówi profesor Grzegorz Górski, sędzia Trybunału Stanu w latach 2011-2014.
Z kolei Jacek Dryjański, były policjant, który zaczął badać zaginięcie 17-latki charakteryzuje środowisko ludzi, którzy mogą mieć związek ze sprawą.
- Są to ludzie, którzy dzisiaj w Jarocinie lub w najbliższych okolicach mają swoje firmy, pracują, „są poważanymi osobami” - ocenia właściciel firmy z Poznania, która doradza i pomaga w poszukiwaniu osób zaginionych.
Jarocin. Sprawa zaginięcia Joanny Wesołek. Efekty dziennikarskiego śledztwa w Ekspresie Reporterów.
Dziennikarz z dużą dokładnością odtwarza to, co wydarzyło się przed zaginięciem. Joanna wyszła z domu 30 lipca - 20 lat temu i nigdy nie wróciła.
„Otrzymywała listy z pogróżkami. Mówiła też matce o szemranych interesach ludzi z półświatka z miejscową policją”- mówi lektor. „30 lipca 2000 roku. Do drzwi mieszkania w centrum Jarocina, w którym Asia mieszka razem z mamą, pukają bracia Przemysław i Marcin M., mówią, aby zabrała listy z pogróżkami i zaniosła do miejscowej policji, gdzie czeka na nią funkcjonariusz Marek Sz.” - słyszymy.
Na telewizyjnym ekranie widzimy matkę stojącą przed wieloletnią siedzibą komendy na ul. Kościuszki w Jarocinie. Z omawianego materiału dowiadujemy się, że dziewczyna była świadkiem brutalnego rozboju i dzięki jej zeznaniom do aresztu trafił jego sprawca Tomasz P. Mężczyzna w centrum Jarocina napadł na dwie starsze kobiety i to on miał wysyłać listy z więziennej celi. Jak to możliwe? Tego nie potrafi nawet wyjaśnić, pytany przez dziennikarza funkcjonariusz Centralnego Zarządu Służby Więziennej.
Dalej lektor mówi, że Asia wyszła z domu, ale nigdy nie dotarła na komendę. Po tym, jak nie wróciła, jej matka natychmiast złożyła doniesienie o zaginięciu córki.
„Kiedy zeznaje, że bracia M. kazali jej zabrać listy z pogróżkami i pójść do policjanta Marka Sz., do pokoju wchodzi komendant i kilku funkcjonariuszy”- słyszymy.
Potem na szklanym ekranie pojawia się matka dziewczyny i mówi:
- Długo, bardzo długo mnie trzymali (…) Byłam tak zdenerwowana, że jak ten komendant zaczął na mnie krzyczeć, to pisali, a ja podpisałam, to co chcieli - wyznaje Elżbieta Urban.
Z relacji kobiety wynika, że w przesłuchaniu uczestniczył również Marek Sz. Z reportażu dowiadujemy się, że jarocinianka przekazała funkcjonariuszom dwa listy z pogróżkami, których córka nie zabrała z domu.
„Funkcjonariusze w tym protokole potwierdzili, że wysyłał je z celi Tomasz P., sprawca rozboju, który na podstawie zeznań zaginionej trafił do aresztu. Mężczyzna nigdy nie został przesłuchany. (...)Listy giną z akt, a mama Asi zaczyna otrzymywać pogróżki od miejscowego półświatka” - informuje lektor telewizyjny. „Dwa tygodnie po zaginięciu Asi w sierpniu 2000 r. bandyci próbują sforsować drzwi mieszkania matki. Kobieta rozpoznaje jednego z napastników. To Artur G. Według naszych ustaleń jest informatorem policji” - słyszymy w programie.
- On mi powiedział, że zginę tak, jak córka. Przychodził z pałkami bejsbolowymi, walił w drzwi - wyznaje przed kamerami Elżbieta Urban.
Ostatecznie Artur G. dostał wyrok za groźby zabicia kobiety. Z programu wynika, że nie został przesłuchany w sprawie okoliczności zaginięcia dziewczyny. Paweł Kaźmierczak dzwoni się do przebywającego za granicą mężczyzny. Ten jednak nie chce rozmawiać.
Jarocin. Sprawa zaginięcia Joanny Wesołek. Efekty dziennikarskiego śledztwa w Ekspresie Reporterów.
Potem autor materiału pokazuje częściowo rozmyte zdjęcie mężczyzny - Adama G., powiązanego z jarocińskim półświatkiem, który do matki dziewczyny przychodzi pięć lat po zaginięciu Asi.
„To, co mówi, jest szokiem dla kobiety. Adam G. twierdzi, że tuż przed zaginięciem dziewczyny słyszał rozmowę miejscowych policjantów z bandytami” - pada w materiale.
Matka stara się odtworzyć rozmowę sprzed 15 lat.
- Ze łzami w oczach mi to mówił, że był świadkiem rozmowy przy alkoholu, jak wykończyć Asię.(…) Pytałam go, czy mogę zgłosić do prokuratury, czy nie wyprze się tego. On powiedział, że tak i ja to zgłosiłam - wyznaje jarocinianka,
Lektor dodaje: „Śledczy z nieustalonych powodów nie podejmują żadnych działań”.
Sytuację ocenia znany karnista.
- To poraża, bo jeżeli już w sytuacji najcięższej zbrodni, mówimy o morderstwie, nie możemy być pewni, że te służby odpowiedzialne mogą działać w kierunku, że takie najcięższe zbrodnie pozostają bezkarne, pozostają niewyjaśnione, to jest bardzo głęboka choroba naszych instytucji publicznych - mówi profesor Grzegorz Górski.
Kilka tygodni Pawłowi Kaźmierczakowi zajmuje odnalezienie Adama G., który miał podać mamie dziewczyny dane osób zamieszanych w zaginięcie jej córki.
„Adam G. mówi nam, że Asia dużo wiedziała o kontaktach miejscowego półświatka z policją, a jej zaginięcie nie było przypadkowe” - czyta lektor.
- Ale … wywieźli ją, …ale, to … musiał ktoś, musiał to zlecić, tak? Albo za dużo wiedziała... - dywaguje w rozmowie z autorem materiału Adam G.
Reporter śledczy dociera do funkcjonariusza, którego nazwisko przewija się w sprawie. Przed laty musiał opuścić szeregi formacji po tym, jak został skazany prawomocnym wyrokiem za kradzież amunicji z policyjnego arsenału i posiadanie narkotyków. Od kilku lat nie ma już go w Jarocinie.
- Tego dnia, kiedy ona zginęła, ona szła do pana z listami - mówi Paweł Kaźmierczak do Marka Sz.
- Do mnie? A czemu akurat do mnie miałaby iść - odpowiada były policjant.
- Nie mam pojęcia. Podobno miała się stawić w tę niedzielę na komendzie i to niby pan, ale ja nie wiem, czy to jest prawda - docieka dziennikarz.
Były już funkcjonariusz milczy, po czym stwierdza:
- Nie umiem panu odpowiedzieć na to pytanie - wyznaje Marek Sz.
Potem na ekranach telewizorów pokazuje się notatka operacyjna, a lektor programu mówi, że trafiła ona na biurko ówczesnych szefów policji. „Są w niej nazwiska osób zamieszanych w sprawę, w tym policjantów. „Emerytowany oficer, który chce pozostać anonimowy mówi nam, że nikt przez 20 lat tych informacji nie zweryfikował” - kontynuuje lektor.
Kto odpowiada za wszystkie zaniedbania w śledztwie? - takie pytanie słyszymy w materiale.
Prokuratura autora reportażu odesłała do policji, która prowadziła poszukiwania. Dalej lektor czyta, że przedstawiciele jarocińskiej komendy odmawiają komentarza, bo akta sprawy są utajnione.
Jarocin. Sprawa zaginięcia Joanny Wesołek. Efekty dziennikarskiego śledztwa w Ekspresie Reporterów.
Pełnomocnik matki zaginionej 17-latki złożyła do Prokuratury Krajowej zawiadomienie związane z uprowadzeniem, a następnie zabójstwem Joanny Wesołek.
- W sprawie przewijają się nazwiska policjantów z tego regionu. W związku z tym w mojej ocenie zasadne jest, aby sprawa została wyłączona poza teren Wielkopolski - podkreśla adwokat Anna Szydłowska z Warszawy.
****
„Gazeta Jarocińska” kilka razy pisała w tym półroczu o sprawie. Dwa tygodnie temu opublikowaliśmy obszerny artykuł pt. „Mamuś, nie denerwuj się. Ja wrócę” prezentujący szokujące ustalenia grupy osób pracującej nad wyjaśnieniem zaginięcia 17-letniej dziewczyny z Jarocina i zapowiadający reportaż Ekspresu Reporterów.
Kilka godzin po wtorkowej emisji telewizyjnego reportażu z redakcją „Gazety” kontaktuje się inspektor Andrzej Borowiak, oficer prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Poznaniu.
- Po tych artykułach, których pani była autorem, ale także po wczorajszym reportażu, chcę poinformować, że komendant wojewódzki wydał dyspozycję, bo informacje pojawiające się w tych materiałach są niepokojące, żeby nasi eksperci z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego przeanalizowali wszystkie dostępne materiały dotyczące zaginięcia Joanny. Policjanci również będą ustalać, jakie dokumenty i materiały powstały poza oczywiście sprawą poszukiwawczą. Czy prócz sprawy poszukiwawczej były jakiekolwiek przekazywane zawiadomienia, zgłoszenia - powiedział inspektor Andrzej Borowiak.
Dodał również, że komenda wojewódzka będzie wykonywała czynności na zlecenie prokuratury.