Mowa o sarnie, którą wczoraj znaleziono przy rzece Lubieszka w Radlinie. Najprawdopodobniej potrącił ją samochód. Zwierzę ma połamane nogi i bardzo cierpi, ale nikt nie chce jej pomóc.
Ranną sarnę znalazł podczas spaceru ojciec pani Małgorzaty Żarnowskiej z Radlina. Kobieta zawiadomiła schroniska dla zwierząt, ale to nie potrafiło pomóc. Kierownik schroniska próbował ściągnąć na miejsce weterynarza, ale bezskutecznie. Czas mijał.
Teren podlega Akademickiemu Kołu Łowieckiemu nr 7 „Przylesie”, które w tamtym czasie prowadziło polowanie. Kierownik schroniska liczył więc na pomoc myśliwych. Przeliczył się. Gdy wyczerpał wszystkie możliwości, zadzwonił do redakcji portalu. Kolejną serię telefonów wykonał dziennikarz. Nie pomogły rozmowy z myśliwymi, ani z Leszczyńskim Centrum Weterynaryjnym MISIU, które ma z gminą Jarocin podpisaną umowę na opiekę nad zwierzętami. Weterynarz, który odebrał telefon, poinformował dziennikarza, że nie zajmuje się dzikimi zwierzętami, po czym odłożył słuchawkę. Niewiele zmieniło zawiadomienie jarocińskiej policji.
Dziennikarz postanowił skontaktować się z sekretarzem gminy Jarocin Michałem Fijałkowskim. Ten obiecał zająć się sprawą. Po chwili oddzwonił, by potwierdzić, że problem zostanie rozwiązany – sarna otrzyma pomoc.
I rzeczywiście. Na miejscu pojawili się mężczyźni, ale zabrali z drogi dwie inne, martwe już sarny. Ranne zwierzę zostawili, obiecując, że wrócą z weterynarzem. Wrócili bez niego, by poinformować, że żaden weterynarz nie chce przyjechać. W tym czasie sarna przeczołgała się dalej i wpadła do rzeki. Nadciągała noc, robiło się coraz mroźniej. Pani Małgorzata Żarnowska zdecydowała o zabraniu rannego zwierzęcia do swojej stodoły.
Dziś (poniedziałek) dzwoniliśmy dalej. Sprawę obiecała załatwić Grażyna Tomaszewska, Powiatowy Lekarz Weterynarii, ale u pani Małgorzaty – oprócz policji – nikt się nie zjawił. Udzielenia pomocy odmówił też Referat Budownictwa i Środowiska w Starostwie Powiatowym w Jarocinie.
Po godz. 16.00 pojechaliśmy do pani Małgorzaty z kamerą. Mimo kilku prób połączenia się z numerem alarmowym Powiatowego Lekarza Weterynarii, nikt nie podnosił słuchawki.
Sarna leży nieruchomo, ma otwarte złamanie, cierpi w milczeniu. Miała pecha, bo przeżyła. Co będzie dalej?
[AKTUALIZACJA - godz. 23.55]
Po artykule na portalu Jarocinska.pl otrzymujemy mnóstwo wiadomości od osób, które deklarują pomoc. Ludzie piszą i telefonują. Niektórzy są nawet spoza województwa. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w ciągu godziny sarna zostanie zabrana przez weterynarza i poddana badaniom, a jeśli będzie to możliwe - będzie także leczona. Sprawą zainteresowały się także fundacje i media, m.in. Radio Merkury. Będziemy informować, jeśli sytuacja się wyjaśni.
[AKTUALIZACJA - godz. 1.15]
- Po dotarciu na miejsce okazało się, że sarna nie żyje. Była jeszcze ciepła, więc musiała paść niedawno - poinformował Michał Bednarek ze Stowarzyszenia Benek, który chciał uratować zwierzę. Teraz czeka na policję, aby spisać protokół.