reklama

Woda, mrówki i filmowcy

Opublikowano:
Autor:

Woda, mrówki i filmowcy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Majowa powódź wyrządziła w naszym kraju wiele szkód. Pod wodą znalazły się domy, gospodarstwa, pola uprawne, a także lasy. Na terenie całego nadleśnictwa Jarocin zostało podtopionych 1.662 ha w siedmiu leśnictwach: Radliniec, Nowe Miasto, Boguszyn, Lubonieczek, Czeszewo, Rozmarynów i Spławik. Były to głównie drzewostany, rzadziej łąki, pastwiska czy nieużytki rolne. Na terenie uroczyska Warta, które znajduje się w rozwidleniu Warty i Lutyni, pod wodą znalazło się ponad 500 z 580 ha, czyli prawie 100 % obszaru. Zdaniem Janusza Gogołkiewicza - zastępcy nadleśniczego Nadleśnictwa Jarocin - na razie nie ma jednak powodów do załamywania rąk czy narzekania. Trudno też oszacować straty i uszkodzenia, szczególnie wśród drzewostanu. Decydujące będzie najbliższe 4 - 6 tygodni. - Wyższe stany wody po zimie, na początku wiosny zdarzały się już dość często, ale od dawna nie mieliśmy do czynienia z powodzią. Nawet w 1997 roku poziomy wody na Warcie nie były aż tak wysokie. Według odczytów, w Pogorzelicy stan był niższy o ok. 60 cm. Część terenów jest nadal niedostępna. Nie wiadomo też, co się stanie z drzewami. W 1997 roku powódź była pod koniec lata. Woda stała długo w zaniżeniach terenów. To w połączeniu z upałami bardzo zaszkodziło niektórym gatunkom drzew. Jesion w ogóle źle znosi wahania, gwałtowne zmiany od suszy po dużą wilgoć. Staje się osłabiony i znacznie łatwiej atakują go grzyby. Zupełnie inaczej niż grab, którego populacja sama się odnawia. Chociaż trzeba przyznać, że w miejscach, w których powódź już ustąpiła, runo dość szybko zaczęło się odradzać - podkreśla Janusz Gogołkiewicz. Dodaje również, że dzięki powodzi i urządzeniom retencyjnym uda się zatrzymać więcej wody na okres letni w uroczysku Warta - co jest tam rzeczą pożądaną. Leśnicy oceniają, że zniszczeniu ulec może nawet kilkaset drzew. - Nie będzie to jednak tak, że wypadną nam całe połacie lasu. To będą na szczęście pojedyncze sztuki. Kiedy pływaliśmy łódką po zalanych terenach, słychać było, jak drzewa przewracają się. Można się domyślać, że padają te, które były płytko zakorzenione albo uszkodzone przez choroby grzybicze. Woda podmyła glebę, a wiatr i ciężar korony z liśćmi dokończył dzieła. Problem dotyczy głównie lip, grabów i jesionów, a rzadziej dębów - wyjaśnia zastępca nadleśniczego. Powódź uszkodziła także fragment drogi w Czeszewie. Podmyło ok. 30 metrów leśnego traktu, który niedawno był specjalnie utwardzany tłuczniem i siatką, aby zapobiec rozjedżaniu przez ciężki sprzęt. Naprawy wymaga także jeden z mostów drewnianych na terenie rezerwatu. - Nie są to na szczęście duże koszty. Ośrodek Edukacji Leśnej udało się ochronić przez wodą. Zdarzyło się jedynie przesiąkanie wału w pobliżu placówki. Trzeba było obłożyć to miejsce workami z piaskiem. Zagrożenie jednak istniało, bo poziom podłogi w piwnicy był o 20 cm niżej niż poziom wody za wałem - dodaje leśnik.

Wraz z tematem powodzi w mediach pojawił się także problem bobrów i powodowanych przez nie uszkodzeń w wałach. Janusz Gogołkiewicz wyjaśnia jednak, że pomimo dużej liczebności tych zwierząt na terenie nadleśnictwa, nie spotkał się ze skargami na ten temat. - Na tych zalanych terenach zwiększyła się za to aktywność ptaków wodno-błotnych czyli takich, które wykorzystują to w swojej diecie. Widzieliśmy bociana czarnego i parę bielików, dla których miejsca ze stojącą wodą stały się atrakcyjne - dodaje. W czasie powodzi w nadleśnictwie Jarocin pojawiła się także ekipa filmowców, którzy wcześniej kręcili film o uroczysku. Mieli okazję popływać łódką i zrealizować dużo materiału, który posłuży do stworzenia kolejnego dokumentu o Żerkowsko-Czeszewskim Parku Krajobrazowym. - Ciekawostką było to, że wszelkie owady, np. mrówki czy mniejsze zwierzęta chroniły się na drzewach. Kiedy pływaliśmy, to wiele z nich spadało nam na łódkę. Większość zwierząt sobie jakoś poradziła. Od myśliwych słyszałem, że po powodzi znaleziono kilka padniętych saren. Trudno powiedzieć, co było bezpośrednią przyczyną. Tym bardziej, że sarny dobrze radzą sobie z pływaniem, podobnie jak i dziki czy jelenie. Sam widziałem w okolicy tzw. „Czaplińca” sarnę pływającą po starorzeczu. W lesie nierezerwatowym mamy ogrodzone siatką uprawy leśne. Okazało się, że sarny, które jakoś weszły na ten teren, potem nie mogły się wydostać, a woda zaczęła mocno przybierać. Wiem, że myśliwi z czeszewskiego koła łowieckiego organizowali akcję pomocy - wyjaśnia Janusz Gogołkiewicz. (ls)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE