reklama
reklama

W czasach świetności balowali tutaj prokuratorzy, milicjanci i naczelnicy. Bywali nawet księża. Historia Agry w Raszewach

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Renomowana w latach 80. Ubiegłego wieku restauracja i hotel popada obecnie w ruinę. Kiedyś odwiedzały ją tłumy gości nie tylko z powiatu jarocińskiego. Agra, bo o niej mowa, w niczym nie przypomina dzisiaj kultowego lokalu
reklama

Budynek dawnej Agry stoi opuszczony blisko bloków i nowo otwartego placu zabaw. Nie da się wejść, ani zajrzeć do środka. Drzwi pozamykane, okna zabite płytami bądź deskami. Część szyb wybita. Agra jest poszarzała na tle pobliskich budynków. W niczym nie przypomina dawnej restauracji. Taras porasta mech i trawa. Teren wokół budynku jest jednak uporządkowany. - Przyjechali z KOWR-u (obecny właściciel - przyp. red.) na kontrolę swojego mienia. A potem wycięto wszystkie chwasty i trawę - mówi sołtys wsi, Mariola Matuszak. Nad budynkiem wisi dobrze zachowany neon. Trzydzieści lat temu świecił na fioletowo i zapraszał gości. Tylko on przypomina o dawnym motelu. Mało kto wie, że w latach tak zwanej „komuny”, był ekskluzywną restauracją.

Na stołach królowały tatary, golonki, żurek i karpie

Historia Agry rozpoczyna się w 1977 roku, kiedy otwarto w Raszewach restaurację z hotelem. Należała do Państwowego Gospodarstwa Rolnego, którego ówczesnym dyrektorem był Janusz Ważbiński. Kierownikiem został Andrzej Bogaczyński, mieszkaniec wioski. To on wykazał się nie lada sprytem w prowadzeniu ekskluzywnego, jak na ówczesne czasy lokalu. Pracowało tam czworo kucharzy, recepcjonistka oraz kelnerki. Na pierwszym piętrze mieściły się pokoje do spania dla około 25 osób.

Restauracja cieszyła się sporym powodzeniem. Nic dziwnego, bowiem w czasach, kiedy wszystko było na kartki, serwowano w niej najlepsze jedzenie. W Agrze królowały tatary, golonki po bawarsku, żurek firmowy oraz karp w śmietanie. Tego ostatniego można było samodzielnie złowić w specjalnym zbiorniku przeznaczonym dla ryb. Oczywiście był to fortel wymyślony przez samego kierownika, bowiem kucharki miały już przygotowane do smażenia karpie. Klient jednak był przekonany, że sam sobie złowił kolację bądź obiad. A klient był najważniejszy. Do kasy Agry wpływały na bieżąco pieniądze.

 

 Mieliśmy spore zyski. Kiedy spotkaliśmy się z kierownictwem PGR-ów na specjalnej naradzie podsumowującej, to okazało się, że w przeliczeniu na hektar, restauracja przynosiła więcej pieniędzy niż gospodarstwo rolne - przekonuje dzisiaj Andrzej Bogaczyński.

 

 

To były czasy, kiedy obowiązywała zasada „coś za coś”

Czasy świetności lokalu przypadały na trudny okres dla polskiej gospodarki. Sklepy świeciły pustkami. Ludzie mieli pieniądze, ale nie było towaru. Nie dotyczyło to jednak raszewskiej Agry. Restauracja posiadała własną masarnię. To z niej pochodziło mięso, kiełbasy czy wędliny. O zaopatrzenie restauracji zabiegał też sam kierownik.

 

Pokonywałem wiele kilometrów, aby zdobyć piwo Żywiec, pepsi colę czy wodę grodziską. Spędzałem wiele nocy w samochodzie. To były czasy, kiedy „obowiązywała” zasada „coś za coś”. Znałem wielu kierowników zakładów, z którymi załatwiałem towar. Jak wchodziłem z teczką, to zawsze miałem przydział, a jak z pustymi rękoma, to nie miałem nic. W Agrze zaopatrzenie znajdowali też księża z okolicznych parafii, ponieważ wino było również produktem deficytowym - wspomina Andrzej Bogaczyński

 

Gościli w niej wysoko postawieni urzędnicy, a nawet Kubańczycy

Do motelu przyjeżdżało sporo gości. W salach restauracyjnych można było często spotkać: milicjantów, prokuratorów, naczelników czy księży. Swego czasu w Agrze stołował się sam Aleksander Kwaśniewski, który w latach 80. zajmował się sprawami młodzieży polskiej (szef SZSP przyp. red.). Odwiedził wtedy Młodzieżowe Centrum Szkolenia i Rekreacji w Żerkowie, gdzie przebywał kilka dni.

 

 

Najliczniejszą grupą, dla której przygotowywano posiłki, było 200 żołnierzy z Kuby. To w Polsce spędzali czas przed wyjazdem na wojnę do Nikaragui. Posiłki otrzymywali na trzy raty, bowiem sale w restauracji nie były przystosowane dla tak dużej grupy osób. Pobyt Kubańczyków w Raszewach był wielkim wydarzeniem dla miejscowej społeczności.

 

Graliśmy z nimi w piłkę nożną, siatkówkę. Dla Kubańczyków to było coś w rodzaju nagrody, przed wyjazdem na wojnę. Wśród Kubańczyków byli również tak zwani „bezpiecznicy” (funkcjonariusz SB - przyp. red.). Zostaliśmy więc poproszeni o zorganizowanie bankietu dla polskich i kubańskich „bezpieczników” - opowiada Andrzej Bogaczyński.

 

Orkiestrę przywiozła milicja

Jak w każdej polskiej restauracji, również i w Agrze organizowano zabawy sylwestrowe, które cieszyły się sporą popularnością. Ten najbardziej pamiętny odbył się w ‘78 roku. Panowała wtedy ostra zima i spadło dużo śniegu. Znaczna część uczestników zabawy na zakończenie roku nie dotarła z powodu nieprzejezdnych dróg. Nie dotarła również orkiestra z Kołaczkowa pod Wrześnią.

 

Pojechałem ciągnikiem ze znajomym rolnikiem do Pyzdr na posterunek milicji, poprosić ich, aby pomogli nam w problemie. Funkcjonariusze zadzwonili do kolegów z Kołaczkowa z pewną propozycją. Orkiestra dojechała dokładnie o godz. 24.00, przywieźli ich łazem milicjanci z Kołaczkowa. Dzisiaj byłoby to niemożliwe, zaraz zostaliby ukarani - opowiada Bogaczyński.  

 

 

Pomocni milicjanci zostali na sylwestrze do godziny 8.00 rano i spełnili jeszcze jeden dobry uczynek. Otóż w trakcie powrotu do domu zabrali w Rudzie Komorskiej rodzącą kobietę, do której nie dojechała karetka pogotowia. Mundurowi przewieźli ją do szpitala we Wrześni, gdzie nastąpiło szczęśliwe rozwiązanie.

 

Dancingi, wesela, dożynki i polowania

W raszewskim lokalu odbywały się dancingi oraz wesela. Zainteresowanie było ogromne, zwłaszcza weselami. Imprezowano się w środy i w soboty. Trudno było zdobyć wolny termin. - Często musieliśmy odmawiać ludziom i nie byli z tego powodu zadowoleni - wspomina Bogaczyński. Na weselach grywał często zespół Amigos. Członkami grupy byli między innymi Marek Tokarski z Jarocina, Henryk Marciniak z Żerkowa, nieżyjący już Zbigniew Jankowski z legendarnej kapeli „Kwiaty”.

 

Graliśmy na wielu weselach w Agrze. Jedzenie tam było bardzo dobre. W czasach, kiedy nic nie można było dostać, tam było wszystko. Często załatwiałem tam kiełbasę - wspomina Marek Tokarski

 

 

W latach 80. miała w Agrze swoje wesele obecna sołtyska Raszew.

 

 Wszystko było na wysokim poziomie. Podawano płonące mięso i lody. Weselni goście nie spodziewali się tak ekskluzywnego lokalu na wiosce - opowiada Mariola Matuszak

 

W Raszewach organizowano też dożynki oraz zawody konne (PGR-y miały swoją stajnię). Na początku listopada odbywały się Hubertusy z gonitwą za lisem. Na święto zakończenia zbiorów przyjeżdżało około 2,5 tys. ludzi. W trakcie imprezy sprzedawano zawsze prawie tonę kiełbasy, którą wykupowano na kilogramy, a nie na porcje.

 

Pojechałem do Polmosu po alkohol na dożynki. Musiałem na miejscu napisać specjalne podanie dla kogo i dlaczego? Wróciłem… z wywrotką wódki - mówi pan Andrzej.

 

 

Wizyta dyrektorów z Huty Katowice

Do podżerkowskiej wioski przyjechali na tydzień trzej dyrektorzy z Huty Katowice z żonami. Kierownik Agry organizował dla nich różne wycieczki, ale z czasem skończyły się mu pomysły.

Zawołał mnie dyrektor PGR-ów i mówi: „panie Andrzeju, no nie mamy co z nimi zrobić.” W Podlesiu były stawy hodowlane, a obok stał barakowóz. Poprosiłem tamtejszych pracowników o wspólne zorganizowanie dnia dla naszych gości. Postanowiliśmy złowić karpie i usmażyć je dla nich. Dodam, że patelnia nie była myta z 2 miesiące. Nałapali więc te ryby, pokroili, przyprawili w misce i usmażyli. Jak oni jedli ze smakiem te ryby rękoma! My nawet nie mieliśmy talerzy i sztućców. Żony również dały się namówić na karpia. Oni mi wtedy wykupili cały alkohol, jaki miałem na wystawie w restauracji: whiski, giny, wódkę, a nawet kawę - opowiada Bogaczyński.

 

Wybrane dania z przyjęcia weselnego z 1987 roku

 

 

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama