Nie pierwszy raz dyskusja radnych podczas posiedzenia w jarocińskim Ratuszu miała momentami zupełnie absurdalny przebieg. Tym razem dużym przyczynkiem do tego stały się zaskakujące wypowiedzi radnego Zbigniewa Surdukowskiego, kandydata PiS-u na burmistrza Jarocina w ubiegłorocznych wyborach samorządowych i szefa jarocińskiego KRUS-u. Gdzie się kończy powaga rady, a zaczyna groteska - oceńcie sami.
Najwięcej absurdalnbych sytuacji miało miejsce w czasie procedowania projektów dwóch uchwał: w sprawie regulaminu, który ma obowiązywać w parku Radolińskich oraz w sprawie zwiększenia funduszu sołeckiego.
Z pozoru prozaiczne zagadnienia stały się przyczynkiem nie tylko zaskakujących wypowiedzi, ale i zachowań radnych [kto wszedł do składu rady miejskiej po ubiegłorocznych wyborach - szczegóły TUTAJ].
Brylował radny Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Surdukowski, który był kandydatem na burmistrza Jarocina w ubiegórocznych wyborach samorządowych [więcej na ten temat TUTAJ]. Projekt regulaminu nazwał bublem legislacyjnym. Stwierdził, że radni „zamiast dyskutować o dokarmianiu kaczek i rowerach w parku, powinni regulamin przegłosować a nie zajmować się bzdurami”.
- Dyskutujemy o kaczkach (o ich dokarmianiu - przyp. red.), deskorolkach i innych rzeczach, które są bublem legislacyjnym. Chciałby wiedzieć, kto jest jego autorem - stwierdził Surdukowski.
Na to natychmiast zareagował wiceburmistrz Robert Kaźmierczak. - Biorę na siebie w stu procentach funkcję winnego. Ale nie wiem, dlaczego to jest bublem legislacyjnym (…) - stwierdził.
I nieco zażenowany podpowiedział radnym rozwiązanie problemu dokarmiania kaczek, czyli - w opinii Surdukowskiego - „bzdur”, o których dyskutują. - W niektórych miejscach w kraju postawiono kaczkomaty, żeby móc sobie tak kupić torebkę z ziarnami. Może to jest jakieś wyjście dla nas - dodał. Czym wywołał salwę śmiech uczestników posiedzenia.
W sukurs wiceburmistrzowi przyszedł przewodniczący rady Rajmund Banaszyński. - Proszę się nie śmiać. We wrocławskim ZOO takie kaczkomaty były już kilka ładnych lat temu - stwierdził. A po chwili wtrącił: - Żeby jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę powiem, że dobiegają do mnie głosy od siedzących za mną, żeby do regulaminu wprowadzić jeszcze jednej punkt - zakaz wstępu kaczek do parku.
- Mnie chodziło o to, żeby dobrze przygotować ten regulamin, a nie w oparach absurdu, chichów i śmichów obniżać powagę rady miejskiej - tłumaczył Surdukowski.
I dopiero to wywołało prawdziwą burzę.
- To radny Surdukowski zajmuje się przeważnie głupotami na sesjach i wypowiada się w taki sposób, ze powoduje śmiech na sali - stwierdziła radna Karolina Wielińska - Kuś. Dołączył się także radny Przemysław Masłowski. - Panie radny Surdukowski mówi pan o powadze rady, a jak pan się wyraził o koleżance z rady? To dopiero nie przystoi radnemu.
Okazało się, że chodzi o wiceprzewodniczącą rady miejskiej Lechosławę Dębską, która wyjaśniła: - Radny Surdukowski (w czasie posiedzenia komisji dzień wcześniej - przyp. red.) zwrócił się do mnie: „Niech pani radna bredni nie opowiada”. Zaczynam 25 rok pracy w radzie. Być może jestem głupia, bo brednie mówię. A jeśli ludzie mi ufają i przez tyle lat wybierają, to chyba do tego najniższego poziomu debilizmu nie doszłam - stwierdziła Dębska.
W tej sytuacji radny PiS-u zapowiedział, że nie da się sprowokować.
- Jestem konsekwentny w swoim trwaniu. Jako radny i członek Prawa i Sprawiedliwości nie podzielam tych wątpliwości. My zawsze w PiS-ie wierzyliśmy ludziom. To są dojrzałe jednostki. A moim zdaniem jest to celowe sprowadzenie dyskusji do absurdu.
Jego późniejsza wypowiedź zaskoczyła wszystkich jeszcze bardziej.
- Radna Lechosława Dębska oskarżyła mnie o bardzo niecne czyny i straszną mową nienawiści napadła na moją osobę. Ja jej oczywiście po chrześcijańsku wybaczam. Wybaczam tez radnemu Masłowskiemu. Kochajmy się!
I z tym zawołaniem podszedł do Przemysława Masłowskiego i podał mu rękę.