Wyobraź sobie, że przez 30 dni nie pijesz alkoholu. Trudne do wykonania? Pomoże ci książka Marty Jaskulskiej. Psycholożka da ci wskazówki na każdy dzień niepicia. Pomocne, bo sama przeszła ten eksperyment. A co zobaczyła po tym czasie w swoich oczach?
Ile osób przeszło już eksperyment 30 dni bez alkoholu?
Co najmniej kilkanaście tysięcy, może więcej. Treści profilu “Ciekawiej” na Facebooku i Instagramie śledzi około 40 000. Na grupie jest ponad 4000 osób, ale nie wszystkie, które zrobiły eksperyment, tam są. Bardzo wielu korzysta z tych treści, ale nie ujawnia się z tym. Albo na przykład są tacy, którzy zrobili sobie eksperyment lub w ogóle przestali pić alkohol, ale nie mówią o tym głośno.
Dlaczego?
Bo ktoś może powiedzieć: "Zaraz, ale dlaczego ona w ogóle zaczęła ten eksperyment, że 30 dni bez alkoholu? Musiała mieć problem.” To były takie pierwsze grabie, na które się nadziałam, tworząc ten projekt. Nie zdawałam sobie sprawy ze skali tego zjawiska. Jesteśmy przesiąknięci taką narracją rodem z AA. Czyli że jeżeli ktoś w ogóle myśli o tym, żeby sobie zrobić eksperyment 30 dni bez alkoholu, to już jest podejrzane. Nawet nie podejrzane, to już jest dowód na to, że ta osoba ma problem i koniec dyskusji.
Kiedy powiedziałam ostatnio na balu, że nie piję, wszyscy pytali dlaczego?
Mam nadzieję, że niedługo to się zmieni. Nie musi pani wszystkim tłumaczyć, dlaczego nie pali pani papierosów, bo to jest oczywiste. A z niepicia trzeba się tłumaczyć, choć alkohol jest jednym z bardziej szkodliwych narkotyków. Dowodzą tego najnowsze badania. A największym paradoksem jest, że to legalny narkotyk, z którego niezażywania musi się pani tłumaczyć.
A co spowodowało, że pani przestała pić?
To był proces. Mieszkam na Teneryfie, ale lato spędzam na Półwyspie Helskim na campingu i tam ciągle były imprezy. Od dłuższego czasu miałam problem z tym, jak Polacy piją. Poczułam się przytłoczona tym, że dookoła wszyscy chodzą pijani, coraz częściej na imprezach na campingu piłam piwo 0%. Picie Polaków przeraziło mnie i zaczęłam czuć do alkoholu wstręt. Pod koniec wakacji byłam u znajomych, którzy powiedzieli, że nasz wspólny kolega, który miał bardzo imprezowy tryb życia (jest DJ-em w różnych klubach), przestał pić alkohol. Przeczytał książkę Annie Grace i nie pije od ponad roku. Znajomi powiedzieli, że jest zadowolony i szczęśliwy. Mnie to zaintrygowało i powiedziałam: "Daj mi tytuł tej książki”. To był “Obnażony umysł. Twoja droga do wolności i szczęścia bez alkoholu.” Słuchałam audiobooka i po pierwszym rozdziale już byłam przekonana, że zrobię sobie miesiąc bez alkoholu i zobaczę, jak to będzie.
Ten miesiąc sprawił, że już w ogóle przestała pani pić.
Zaczęłam z ciekawością i bez żadnej presji, czyli miałam takie nastawienie, że jeżeli po tygodniu na przykład mi zabraknie alkoholu, to w ogóle przerywam eksperyment. Nie miałam takiej potrzeby, żeby to było koniecznie 30 dni. Po prostu czułam ochotę, żeby zobaczyć - jak to będzie. Na ile rzeczywiście to wino coś wnosi do życia, a na ile - nie. I już w pierwszych dniach poczułam się na tyle dobrze, że stwierdziłam, że eksperyment na pewno przez miesiąc będzie trwał.
Dlaczego?
Książka, która mnie zainspirowała, była napisana przez osobę, która piła spore ilości alkoholu. Ona miała problem, piła butelkę dziennie, a nawet często więcej. Na początku tej książki opowiada o tym, że regularnie, praktycznie co noc, budziła się z takim poczuciem przytłoczenia, winy, napięcia, lęku, przerażenia, że znowu się upiła, że znowu straciła kontrolę. I, mimo że ja nie piłam takich ilości, to na mnie nawet jeden kieliszek wina, oczywiście bardzo subtelnie, ale działał w taki sposób, że się budziłam i nie czułam się harmonijnie.
Po jednym kieliszku wina czuła się pani gorzej?
Tak. Kiedy przestałam pić alkohol, bardzo uważnie się sobie przyglądałam. Na tym polegał eksperyment właśnie. Codziennie sprawdzałam, jaka jest różnica w moim samopoczuciu, myśleniu, w moich rutynach.
I co pani zobaczyła?
Zauważyłam poprawę i to bardzo wyraźną, na przykład w obecności emocjonalnej. To było dla mnie ciekawe doświadczenie, bo uprawiam jogę, medytuję i wydawało mi się, że bardzo rozwijam się wewnętrznie, a jednak nagle się okazało, że ten alkohol był taką bardzo wygodną furtką, w którą uciekałam od swoich emocji. Zawsze miałam z tyłu głowy, że jak będę miała trudniejszy moment, coś mnie przybije, to przyjdę do domu i sobie wypiję kieliszek wina. Zaznaczam, chodziło o jeden kieliszek, a nie butelkę. Straciłam tę furtkę, którą uciekałam sama od siebie i to pozwoliło mi osiągnąć stan wewnętrznej równowagi w codzienności.
Ale ludzie piją, bo alkohol ich odpręża. Człowiek potrzebuje czasem się zresetować.
Rzeczywiście większość ludzi pije alkohol po to, żeby się odprężyć. W zestresowanym świecie potrzebujemy czegoś, co szybko nam da ukojenie. Tylko to równie szybko mija, a potem jest gorzej. Alkohol daje nam odprężenie na mniej więcej półtorej, maks do dwóch godzin. Jest kilka takich neurobiologicznych różnych efektów, które powodują, że po pierwsze robi nam się przyjemnie, jesteśmy rozmiękczeni. Tylko w nauce jest takie powiedzenie, że co idzie do góry, zawsze musi opaść. W neuronauce też tak jest. Jak stymulacja w mózgu przestanie działać, to efekt opadnie, ale nie do poziomu wyjściowego, tylko zawsze niżej, czyli nie wrócimy do parteru, ale spadniemy do piwnicy. I w drugą stronę: jeżeli moje napięcie jest na poziomie ośmiu, a chcę osiągnąć stan balansu przynajmniej trzy, to jeżeli jakaś substancja mnie odpręża i napięcie opada, to mam jak w banku, że mózg sobie to wszystko potem zrekompensuje. Gdy substancja, np. alkohol, przestanie działać, to ja nie wrócę do tego poziomu, który miałam, tylko wyląduję na dziewiątce lub dziesiątce i to się będzie długo utrzymywało.Matematyka jest taka, że dwie godziny odprężenia po alkoholu rozregulowują nam totalnie układ nerwowy na dwa dni.
Po jednym kieliszku wina chyba nam się nic nie rozreguluje?
Właśnie o takim piciu mówię, o jednym kieliszku wina, jednym piwie. Ja piłam kieliszek wina na odprężenie około 20.00. Do 22.00 czułam się świetnie. Po 23.00 szłam spać, byłam odprężona i łatwiej zasypiałam, bo też alkohol stłumił mój układu nerwowy. Dlatego nam się wydaje, że alkohol jest relaksantem, ale to błędne myślenie. Alkohol jest depresantem, on tylko tłumi to, co naprawdę się dzieje w naszym mózgu. Przykrywa to wszystko kurtyną, zalewa cementem trucizny. Zasypiam więc szybko, bo mój mózg jest zalany tym cementem. I teraz co się dzieje? Każdy łyk alkoholu jest trucizną, którą wprowadzamy do naszego organizmu, więc nasze ciało natychmiast, jak tylko wlewamy w siebie alkohol, zaczyna walczyć. Jeżeli walczy, to wydziela się kortyzol. Nie odczuwamy na początku tego, bo wygrywa dopamina, czyli efekt pozornej przyjemności z alkoholu, to jest ten haj. Ale kiedy kładziemy się spać dopamina i wraz z nią odprężenie, pomału znikają, a my zostajemy z dodatkową porcją kortyzolu, czyli hormonu stresu, który próbuje naprawić szkody w naszym organizmie.
To właśnie sprawia, że budzimy się po alkoholu zmęczeni?
W ogóle alkohol demoluje sen. Nam się wydaje, że fajnie śpimy po alkoholu, ale to jest nieprawda. Alkohol zaburza nam fazę REM i sen głęboki, a to jest taka faza, która sprawia, że my się regenerujemy, czyli ta najważniejsza. To taka terapeutka i sprzątaczka w jednym. Czyli z jednej strony ta faza jest terapeutką, bo pozwala nam integrować jakieś różne stresy, różne przeżycia danego dnia, tak żebyśmy się obudzili po prostu oczyszczeni mentalnie, emocjonalnie, a z drugiej strony właśnie sprząta takie śmieci neuronalne, żebyśmy nie byli przeciążeni i obudzili się wypoczęci, ze świeżością. Po alkoholu to się nie wydarzy.
Nadal nie mogę uwierzyć, że takie spustoszenie może zrobić jeden kieliszek wina?
Jeżeli ja piję, żeby się odprężyć, to prawdopodobnie jestem jakoś spięta, tak? I jeżeli jestem już spięta, to po dwóch godzinach od wypicia kieliszka wina jestem bardziej spięta. Dodatkowo będę niewyspana i będę miała obniżony poziom dopaminy, czyli mniej rzeczy będzie sprawiało w życiu przyjemność. Podniesie mi się też poziom kortyzolu, który nakręci poziom niepokoju i lęku. I to jest to, co nam daje ten jeden kieliszek wina następnego dnia. Czyli jestem bardziej zestresowana i napięta. Mam więcej lęku, jestem niewyspana, niezregenerowana i mam mniejszy dostęp do przyjemności. No i to jest dla mnie neurobiologiczny szach mat.
Co w takim razie da mi niepicie alkoholu przez 30 dni?
Przede wszystkim zobaczy pani wielką zmianę w swoich oczach. Ja w książce piszę, żeby na początku eksperymentu zrobić sobie selfie i porównać z tym, które wykonamy po 30 dniach. W grupie bardzo wiele osób pisze, że widzą, jak poprawiła im się skóra, że tracą na wadze i to jest oczywiste, bo pozbywają się z organizmu trucizny. Najwięcej osób pisze o oczach, że widzą takie radosne, lekkie spojrzenie.
Co jeszcze?
Poprawia nam się ogólnie stan zdrowia. Wiele osób w pierwszym miesiącu eksperymentu odstawia leki, które musieli brać na choroby przewlekłe, np. nadciśnienie, refluks. Okazuje się, że choroby były efektem umiarkowanego picia. Podkreślam umiarkowanego, czyli kilku kieliszków wina w tygodniu.
Jest jeszcze coś?
Wzrost poczucia własnej wartości i wewnętrznej mocy. Bo jeśli wcześniej nie wyobrażałam sobie weekendu bez kieliszka wina albo imprezy, na której nie piję z własnej woli, a teraz okazało się, że wcale nie jest to takie trudne, to może mogę więcej zmienić w swoim życiu na lepsze?
No właśnie czytałam, że ludzie na grupie piszą, że po eksperymencie poczuli przypływ mocy, zaczęli robić wiele rzeczy, o których marzyli, ale wydawały im się nie do osiągnięcia.
O tym mówię. Jeżeli przez miesiąc jesteśmy w stanie, w tym przepitym społeczeństwie, w towarzystwie, w którym zawsze piliśmy, nie pić, to widzimy siebie jako osoby, które naprawdę są zdolne do rzeczy, które wydają się niemożliwe. To, co wydawało mi się kiedyś trudne, teraz okazuje się, że takie nie jest. Ludzie zaczynają spełniać marzenia.
Dlaczego eksperyment trwa 30 dni, a nie 15 albo 50?
Po prostu tyle czasu potrzeba, żeby zresetować układ nagrody, czyli tę pętlę nawyku w naszym mózgu. Wszystkie nawyki, czyli wszystkie powtarzalne, automatyczne schematy zachowań, tworzą w naszym mózgu rowki. W książce podaję taki przykład, że jeżeli chodzisz często przez las konkretną ścieżką, to w pewnym momencie ona jest wydeptana. Im częściej powtarzamy jakieś zachowania, tym te ścieżki są bardziej wydeptane i automatycznie nasza pierwotna część mózgu, czyli małpa, która ma dużo większy wpływ na nasze zachowania, niż byśmy chcieli, ciągnie nas do tego rowka.
A zatem, jeśli w każdą sobotę wieczorem włączyłam sobie film i piłam lampkę wina, to moja przysłowiowa małpa mi o tym po pracy przypomni?
Ona może o tym przypomnieć dużo wcześniej i będzie pani czekać na ten sobotni wieczór, na nagrodę. Dlatego piszę w książce o przełamywaniu nawyków i zastąpieniu ich innymi. Po 30 dniach niechodzenia tymi ścieżkami (czyli niepicia alkoholu w określonych momentach) one się spłycają, ale nie znikają. Musimy stworzyć nową rutynę. Piszę o tym w książce. Tam jest wskazówka na każdy dzień niepicia.
Czy planuje pani wrócić do picia alkoholu?
Z wiedzą, którą mam, trudno mi to sobie wyobrazić. Ludzie w naszej społeczności mówią, że ta wiedza podana jest w książce i na profilach, które prowadzę, w taki sposób, że tego się nie da “odzobaczyć”, tego się nie da zapomnieć. Nagle alkohol traci cały swój urok. Po prostu opadają kurtyny iluzji. To nie jest tak, że nie wezmę łyka wina, bo ideologicznie mam z tym problem. Ani tak, że boję się, że jeśli wezmę tego jednego łyka, to nagle zapragnę więcej. Nie, ja wiem, co jest w tym płynie. Wiem, co mi to robi z mózgiem. Szkoda mi mojego ciała, mojej głowy, nawet na ten jeden łyk trucizny. Picie wydaje mi się dziś po prostu absurdalne.
Rozmawiała
Beata Frąckowiak-Piotrowicz
red. naczelna Magazynu ONA
Marta Jaskulska – psycholożka kliniczna, autorka książki „Żyj ciekawiej. 30 dni bez alkoholu” (dostępna na ciekawiej.com) i założycielka projektu Ciekawiej, skierowanego do osób, które piją „normalnie”, ale chcą sprawdzić, czy alkohol im służy. Łącząc psychologię, neurobiologię i praktyczne narzędzia zmiany, pokazuje, jak odzyskać wolność od nawyków i żyć pełniej i bardziej świadomie. Regularnie dzieli się wiedzą na Instagramie (ciek.awiej), Facebooku (Grupa Ciekawiej), Tik Toku (ciekawiej.com) i YouTube (ciekawiej).
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.