reklama

Obozowe buty przyniosły śmierć. Stanisław Wyremblewski z Jarocina chciał pomóc koledze w obozie. Zginął śmiercią męczeńską

Opublikowano:
Autor: Andrzej Józef Gogulski | Zdjęcie: Materiały archiwum rodzinne, IPN, montaż Bartosz Nawrocki

Obozowe buty przyniosły śmierć. Stanisław Wyremblewski z Jarocina chciał pomóc koledze w obozie. Zginął śmiercią męczeńską - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
8
zdjęć

Obozowe buty przyniosły śmierć. Stanisław Wyremblewski z Jarocina chciał pomóc koledze w obozie. Zginął śmiercią męczeńską | foto Materiały archiwum rodzinne, IPN, montaż Bartosz Nawrocki

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościPrzez obóz żabikowski, zwany przez nazistów obozem krwawej zemsty, przeszło ok. 40 tysięcy więźniów. Wśród nich było wielu mieszkańców Jarocina. Dzisiaj opowiadam o jednym z nich, o Stanisławie Wyremblewskim z Jarocina, zamordowanym w bestialski sposób za pomoc koledze z obozu.
reklama

1 września 1939 roku wojska niemieckie bez wypowiedzenia wojny dokonały nad ranem inwazji na Polskę. Pierwsze bomby spadły na Tczew i Wieluń, została zaatakowana Wojskowa Składnica Tranzytowa na Westerplatte. Przewaga technologiczna i liczebna wroga, opieszałość zachodnich sojuszników i atak na Polskę Armii Czerwonej przypieczętowały los II Rzeczpospolitej Polskiej. 
 
Tamten świt sprzed 86 lat witał Polaków utratą wolności, niemiecką okupacją, niewyobrażalną grozą wojny, cierpieniem i śmiercią. Hitlerowskie Niemcy splugawili świat nieopisanymi okropnościami. Więzienia Gestapo, obozy koncentracyjne i obozy karno-śledcze były lustrem niemieckiego bestialstwa. Obóz krwawej zemsty. W połowie 1942 roku zapadła decyzja o likwidacji obozu w Forcie VII w Poznaniu i przeniesieniu go do tworzonego w Żabikowie większego obozu. Niemcy przetrzymywali tu około 2000 osób, z których większość kierowano później do innych obozów koncentracyjnych.
 
W Żabikowie przetrzymywano głównie osoby, które były przesłuchiwane przez Gestapo, podejrzane o działalność konspiracyjną. Przez obóz żabikowski, zwany przez nazistów obozem krwawej zemsty, przeszło ok. 40 tysięcy więźniów. Wśród nich było wielu mieszkańców Jarocina. Dzisiaj opowiadam o jednym z nich, o Stanisławie Wyremblewskim, zamordowanym w bestialski sposób za pomoc koledze z obozu.
 

Przerwana lekcja i wojna

Urodził się 22 marca 1915 r. w Jarocinie, wraz z rodziną mieszkał przy ulicy Wrocławskiej 82, drugi dom za Strzelnicą. Miał trzech braci i cztery siostry. Stanisław Wyremblewski absolwent Szkoły Powszechnej w Jarocinie, ukończył Seminarium Nauczycielskie w Lesznie i rozpoczął pracę jako nauczyciel na Polesiu  (region położony na granicy Polski, Ukrainy i Białorusi), pracował tam w bardzo prymitywnych warunkach do 1939 r. Przed wybuchem II wojny światowej dostał angaż pedagoga w Zakładzie Wychowawczym w Cerekwicy, ale wybuch wojny przerwał karierę młodego nauczyciela. Niemieckie władze okupacyjne skierowały go do pracy w firmie Strassenbaumat ( Urząd Budowy Dróg). Podobnie jak wielu młodych ludzi, także jego kolegów nauczycieli, nawiązał współpracę z kolporterami nielegalnej gazetki „Dla Ciebie Polsko”, której kolportaż prowadzony był w niezwykle ścisłej konspiracji we wszystkich powiatach Wielkopolski. Ale w wyniku bardzo intensywnej działalności konfidenta Gestapo, pracującego na poczcie w Jarocinie, Niemcy wpadli na trop rozpracowywanej od dawna  organizacji „Dla Ciebie Polsko” i w dniu 6 marca 1944 roku Gestapo aresztowało kilkudziesięciu jej kolporterów. Wśród nich był Stanisław Wyremblewski, Alfons Kowalski i Wojciech Rose.

Za drutami obozowego piekła Stanisław Wyremblewski pisze grypsy.

Nie można relacjonować wydarzeń, które działy się w obozie w Żabikowie nie wspominając sadystycznego komendanta, który stworzył więźniom prawdziwe piekło. To SS-Obersturmführer Hans Reinhold. Jego sadyzm wobec więźniów przerażał czasem nawet samych Niemców. W trakcie prowadzonego przez Gestapo śledztwa i przesłuchania aresztowanych jarociniaków, ustalono, że uzyskane informacje mocno obciążają innego członka „Dla Ciebie Polsko”, a mianowicie geodety Stanisława Szymczaka, mieszkańca Ciświcy, który nieświadomy zagrożenia pozostawał na wolności pracując w firmie Wasserwirtschafftzamt (Biuro Gospodarki Wodnej) w Jarocinie. Informacja o tym przedostała się do więźniów osadzonych w Żabikowie. Stanisław Wyremblewski doskonale znał się ze Stanisławem Szymczakiem, mieszkali w pobliżu, postanowił uprzedzić kolegę o grożącym mu aresztowaniu. Ponieważ więźniowie byli każdego dnia wykorzystywani do pracy i dowożeni do zakładów Cegielskiego, Wyremblewski wykorzystał tą okazję. Napisał gryps na niemieckiej gazecie (między wierszami) i zaadresował na Maria Kozielska, Jarocin, Breslaustrasse 84 (Wrocławska). Tak przygotowaną informację wyrzucił w czasie przejazdu do pracy przed domem, gdzie mieszkała jego siostra Biskupska. Niezwykłe zrządzenie losu, że akurat tą drogą więźniowie wożeni byli do pracy!  Zaplanowana przez Stanisława Wyremblewskiego akcja całkowicie się powiodła, list bardzo szybko dotarł do rodziny Szymczaków. Jeszcze tego samego dnia Stanisław Szymczak opuścił Jarocin, mimo wielokrotnego nachodzenia domu przez Gestapo, nie udało się go aresztować. Niedługo po tym wydarzeniu, Stanisław Wyremblewski podjął kolejną próbę pomocy współwięźniowi z Jarocina, Alfonsowi Kowalskiemu. Zniszczone, zdarte buty to wydawałoby się, że to prozaiczna sprawa. Ale dla więźnia w żabikowskim piekle to kwestia niemalże życia i śmierci. Alfons Kowalski chodził prawie boso, więc Stanisław Wyremblewski postanowił pomóc. Uznał, że jego sposób na przekazywanie informacji na zewnątrz, do rodziny przez przekazywanie grypsów za pomocą gazety wyrzucanej pod domem znajomej w czasie jazdy do pracy w Cegielskim się sprawdził to trzeba powtórzyć. Napisał więc gryps do rodziców Alfonsa w Jarocinie z prośbą o przysłanie mocnych roboczych butów dla syna. Wspomnę, że przed każdym wyjazdem więźniów poza obóz, „wachmani”, czyli strażnicy obozowi dokładnie ich rewidowali. Poprzednim razem, być może z powodu braku dokładności „wachmana”, udało się Wyremblewskiemu przemycić gryps. Tym razem doszło do tragedii, w czasie rewizji znaleziono u niego gryps adresowany do rodziny Kowalskich. Dzisiaj jest już nie możliwe aby ustalić dlaczego sam Alfons Kowalski nie zdecydował się na przesłanie informacji do rodziców.
 

Butów nie było, ale przyszła śmierć.

Po znalezieniu grypsu u Stanka (tak go nazywali koledzy), został natychmiast zatrzymany a reszta więźniów pojechała jak zwykle do pracy. Czyn Stanisława Wyremblewskiego został niezwłocznie przedstawiony do rozpatrzenia przez Policyjny Sąd Doraźny, a nim osobiście zajął się wspomniany komendant obozu SS-Obersturmführer Hans Reinhold. Miał do dyspozycji bogaty wybór swoich wymyślnych tortur, jedną z nich było topienie więźniów w basenie przeciwpożarowym. Tam właśnie, nie czekając na decyzję sądu policyjnego, kazał wrzucić Stanisława Wyremblewskiego ze związanymi nogami. Obecni na terenie więźniowie patrzyli na pływającego resztkami sił kolegę ale nie mogli nic zrobić. Ledwo mówiąc prosił o pomoc strażnika, ale ten miał tylko odpowiedzieć: „Ich kann das nich machen, ich habe kein Befehl” – Nie mogę tego zrobić, nie mam takiego rozkazu. Stanisław Wyremblewski po niedługim czasie utonął i zrobiła się cisza. Następnego dnia rano, gdy więźniowie jak zwykle wyjeżdżali do pracy, ciała w basenie nie było i nikt nie wie gdzie zostało przewiezione, co się dalej działo…    Po kilku dniach do matki Stanisława Wyremblewskiego dostarczono urzędowe pismo z Obozu Karno-Śledczego w Żabikowie, w którym informowano, ze śmierć nastąpiła na skutek udaru serca w dniu 3 maja 1944 roku. Z całą niemiecką pedanterią przesłano rodzinie rzeczy osobiste zamordowanego syna: zegarek, lusterko, grzebyk, portfel, kilka marek niemieckich i koc…
 
Pragnę też dodać, że kiedy pani Urszula Wyremblewska-Korzyniewska, Burmistrz Jarocina, dowiedziała się, że przygotowuję materiał o Stanisławie Wyremblewskim, powiedziała min. „To był ojciec chrzestny mojego ojca, który jest symbolem odwagi i altruizmu. Dzisiaj, szczególnie z perspektywy pełnionej funkcji, bardzo wyraźnie dostrzegam jak trudno spotkać kogoś, kto kieruje się w swoim postępowaniu dobrem drugiego człowieka, a nie tylko własnym, który z misją i społecznie wspiera drugiego człowieka bez względu na własny rachunek zysków i strat…”  
 
PS. Powyższą historię mogłem przypomnieć dzięki przekazanym mi materiałom przez Dawida Wyremblewskiego, bliskiego krewnego Stanisława Wyremblewskiego i Urszulę Wyremblewską-Korzyniewską, a także informacjom zawartym w dokumentach IPN, oraz wspomnieniom Stanisława Kozielskiego – kolegi Stanisława Wyremblewskiego… 
 
Opracował Andrzej Józef Gogulski   
 
 
 
 

reklama

SONDA

Interesuje cię lokalna historia Jarocina i okolic?

Zagłosowało 78 osób
Zagłosuj
Głosy można oddawać od 19.05.2025 od godz 15:15
reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
logo