Kim z zawodu jest Dorota Surma?
(śmiech)… Trudne pytanie. Ukończyłam politologię. Od 15 lat pracuję w Stowarzyszeniu Rozwoju Inicjatyw Obywatelskich, które ma swoje siedziby w Poznaniu i w Lesznie. Dojeżdżam więc do pracy raz tu, a raz tu. Obecnie pełnię funkcję dyrektora finansowego. Jestem również członkiem zarządu stowarzyszenia. Piszemy duże projekty unijne o bardzo wysokim budżecie, tworzymy inicjatywy na rzecz rozwoju liderów lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego. Natomiast moje dzieci uważają, że ich mama robi festyny i pikniki.
Co daje pani ta praca?
To w niej się nauczyłam tego wszystkiego, co obecnie robię społecznie. Staram się więc wykorzystywać całą zdobytą wiedzę. Śmieję się czasem i mówię: w pracy się rozwijam i poszerzam horyzonty, a w swojej fundacji realizuję.
Dlaczego założyła pani Fundację „Zerknij Tu”?
Fundacja powstała po 10 latach mojej pracy zawodowej. Pozwala mi realizować małe projekty, zupełnie odmienne od tych, pisanych w stowarzyszeniu. Niedługo będziemy obchodzić 5-lecie działalności. Chcę realizować inicjatywy społeczne. Wychodzę z założenia, że to, co dzieje się w małej, lokalnej społeczności, jest zależne od ludzi, którzy tutaj mieszkają. Pomysłów miałam bardzo wiele. Tylko, kto to miał realizować? Nie zawsze można spoglądać na urząd gminy i twierdzić, że to on musi wszystko robić.
Dzięki fundacji chciała pani coś zmienić z Żerkowie?
Tak. Przede wszystkim dostrzegałam różne możliwości oraz sposoby na zdobycie dodatkowych środków finansowych na realizację lokalnych przedsięwzięć. Takie małe projekty realizowane w małych miejscowościach mają dużą szansę na wygraną. Fundacja to moja pasja, w której pracuję ze wspaniałymi ludźmi. Chcę, żeby coś się działo na wsiach. Od urodzenia mieszkam w tej gminie i sama się spotykałam z licznymi ograniczeniami. Miałam ciągłe poczucie, że tutaj nic się nie dzieje. Kiedy wróciłam po studiach do Żerkowa i urodziłam dzieci, to zapragnęłam zmian. Chciałam, aby tutaj również można było rozwijać swoje zainteresowania i pasje. Kiedyś przeżywałam, że w moim mieście nie ma organizowanego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Po latach postanowiłam go zorganizować. Ja po prostu sama staram się robić to, czego mi brakuje, moim dzieciom, rodzinie czy znajomym.
Właściwie można powiedzieć, że swoją pracę wykorzystuje pani również w działaniu społecznym?
Tak, to prawda. Dzięki pracy wiem, jakie pojawiają się konkursy i na co mogę zdobyć dofinansowanie. Piszę wiec projekty, nie wszystkie mi wychodzą. Na pewno nigdy nie napiszę żadnego do urzędu gminy, bo pracuje tam mój mąż i to byłoby źle odebrane. Pozyskuję więc pieniądze z zewnątrz i działam na rzecz całej gminy.
Co jest największym pani sukcesem jako prezeski fundacji?
Na pewno ilość projektów, jakie udało się zrealizować, a przede wszystkim liczba grup zaangażowanych wokół fundacji. Współpracujemy z KGW, OSP oraz z innymi organizacjami, ze szkołami czy na przykład z ludźmi, którzy chcą pracować podczas finału WOŚP. Organizacja jest już rozpoznawalna w naszej gminie, a jej nazwa jest dobrze zapamiętana. Uważam to za sukces. Sporo już zdziałaliśmy, a przecież istniejemy dopiero od 5 lat.
Kto pomaga przy prowadzeniu fundacji?
Przy „Zerknij Tu” działa wielu wolontariuszy, ale na stałe pomaga mi 5 osób. Jest Bartek Nowicki i Sławek Waszak, to chłopacy, z którymi utworzyłam fundację. Zawsze mogę też liczyć na pomoc męża. Jest również Kinga Hyżorek, a całą księgowość prowadzi koleżanka Liliana Grześkowiak. Bez niej nie dałabym rady. Przy naszych projektach musimy prowadzić pełną księgowość, wszystko musi być zadekretowane, a ja nie mam takich umiejętności. To są za duże projekty, żeby księgowość prowadzić w zeszycie, a budżet projektów fundacji już jest na poziomie 100 tys. zł. Jesteśmy zespołem, ale to ja piszę projekty, kieruję pracą zespołu i jako prezes mam większą odpowiedzialność.
A czy nie jest pani przypadkiem perfekcjonistką?
To na pewno. Lubię mieć wszystko zrobione po swojemu. Brakuje mi jednak czasu, aby to było idealne.
To jak pani odpoczywa, ma pani czas taki dla siebie, żeby móc się od wszystkiego odciąć?
(cisza) … Nie, nie mam takiego czasu obecnie. Dodatkowo doszła funkcja, jaką pełni mój mąż. Często towarzyszę mu na różnych uroczystościach czy wydarzeniach. Jest tego sporo. A to wszystko dzieje się kosztem rodziny, znajomych i przyjaciół oraz wolnego czasu. Na pięciolecie fundacji pojawiają się więc refleksje, że trzeba troszkę przystopować i się wyciszyć. Z drugiej jednak strony, jak widzę, że ogłoszono kolejny konkurs, to nie umiem sobie odmówić, żeby nie złożyć projektu… Siadam i znowu piszę.
Jeżeli jednak pojawia się wolna chwila, to jak ją pani spędza?
Poświęcam ją zawsze dzieciom i spędzam czas tak jak one tego chcą. Idziemy wtedy na spacer, jeździmy na rowerze, gramy w planszówki. O czas poświęcony wyłącznie sobie, generalnie jest u mnie trudno. Powiem szczerze, trudno mi wyznaczać sobie granice dotąd, a nie dalej. Ale refleksje, że muszę sobie wszystko uporządkować pojawiają się częściej. Zwłaszcza że fundację prowadzę po godzinach. Do pracy muszę dojechać, mam dwójkę małych dzieci, które potrzebują mojej uwagi. Ludzie widzą jedno wydarzenie, ale ja muszę nad tym siedzieć po pracy przez kilka miesięcy.
To co jest sukcesem pani, jako kobiety?
Robię to, co lubię. Mogę powiedzieć, że organizacje pozarządowe to jest mój świat, moja pasja. Nie umiem wyobrazić siebie w innym miejscu.
Dalsze plany?
Fundacja zrobiła sporo. Pewne obszary zostały już solidnie zagospodarowane i czas na kolejne wyzwania. Nasze działania na rzecz KGW zaowocowały, panie działają i radzą sobie świetnie. Założyłam sobie, że tym kolejnym ważnym obszarem będzie dla mnie edukacja.
Czy w pani działalności społecznej funkcja męża jako burmistrza jest pomocna, czy raczej przeszkadza?
Nie wiem, czy przeszkadza to jest dobre słowo. Jednak jestem żoną burmistrza. Mogłabym stanąć na rzęsach, pisać cudowne projekty, to zawsze będę postrzegana oraz oceniana przez pryzmat żony burmistrza. Nie walczę z tym, bo nie ma to sensu. Robię swoje i dobrze mi to wychodzi. Jestem zadowolona z sukcesów. Nie mam potrzeby rozsławiania swojego nazwiska. Ważne, że po prostu coś się dzieje w Żerkowie. A jak mąż nie będzie burmistrzem, to będę żoną byłego burmistrza. Zresztą moje działania w fundacji w czasie, kiedy mąż ubiegał się o swoje stanowisko, były odbierane jako kampania wyborcza. Bardzo mnie to bolało. Teraz pewnie już się to trochę wyciszyło. Z tego powodu nie pracuję tutaj. W Lesznie czy w Poznaniu mam swój świat i tam nie jestem postrzegana jako żona kogokolwiek.
Czy coś chciałaby pani zmienić w swoim życiu?
Myślę teraz nad zmianą pracy ze względu na czasochłonne dojazdy. Wstaję przed 5 rano, wracam do domu po 17.00. Zaczyna mi to coraz mocniej przeszkadzać. Mam też takie założenie, że jak chcę zmienić swoje życie, to przed czterdziestką. Myślę nad założeniem organizacji, która da mi zatrudnienie.
Jakie ma pani marzenia?
Jak już powiedziałam wcześniej, chcę stworzyć organizację, w której będę mogła się spełniać zawodowo i która da miejsca pracy dla innych. Uważam zresztą, że organizacje pozarządowe mają przyszłość, że z czasem nie będą traktowane jako działalność hobbystyczna tylko zawodowa. Szukam więc przestrzeni, którą mogłabym się zająć zawodowo w Żerkowie.
Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.