Wszystko zaczęło się od telewizora i wyjazdu do Wisły
- Na początku oglądałam skoki w telewizji. Spodobały mi się tak bardzo, że namówiłam rodziców, aby pojechać na żywo na letnie Grand Prix do Wisły. Kiedy zobaczyłam profesjonalistów, jak lecą i jak daleko skaczą, pomyślałam, że też chcę spróbować - opowiada Wiktoria.
Po powrocie zaczęła szukać w internecie miejsca, w którym amator może oddać swój pierwszy skok. Tak trafiła na zawody w Ruczynowie - wydarzenie dla osób bez doświadczenia, gdzie wystarczą zwykłe narty zjazdowe, kask i odwaga.
Rodzice dali się namówić. Wiktoria pojechała, założyła narty i… zamarła na górze skoczni.
- Bałam się, ale myślałam, że tyle osób skakało, nikomu nic się nie stało, to i mnie nic nie będzie. Odepchnęłam się i pojechałam. Pierwszy skok miał 3,5 metra - bardziej zjazd niż skok. Ale to mnie jeszcze bardziej nakręciło - śmieje się dziś.
W kolejnych próbach było już tylko lepiej.
Od amatora do członkini klubu
Moment przełomowy przyszedł, gdy Wiktoria odkryła klub KS "Skocz po marzenia". Pojechała z nim na obóz do Gilowic.
- Trener nie pozwolił mi od razu skakać. Najpierw musiałam nauczyć się wyjeżdżać ze skoczni, oswoić się ze sprzętem - wspomina.
Dziś jest już pełnoprawną zawodniczką klubu. Choć mieszka w Jarocinie, a treningi odbywają się m.in. w Zakopanem, Chochołowie czy Gilowicach, jeździ „ile się da”. Zazwyczaj raz na dwa miesiące, czasem częściej. To spory koszt i duża odległość, ale bardzo na to czeka.
Jak wygląda dzień na obozie skoczków?
Każdy obóz trwa trzy dni. W piątek wieczorem pierwszy trening:
- Najpierw dobór sprzętu, krótka rozgrzewka, kombinezon, narty i do góry na skok.
Najtrudniejszy dla niej element? Odbicie.
- To się tylko tak wydaje, że to sekunda. W rzeczywistości to bardzo złożony ruch. Noga musi mocno pchnąć, nie można odbijać się klatką. Tu robi się najwięcej błędów.
Skoki na 25-metrowej skoczni i jazda po lodowych torach
Wiktoria trenuje głównie na skoczni o rozmiarze 25 m (punkt K23). Niedawno zmierzyła się z lodowymi torami, które są znacznie szybsze od letnich. Pierwszy raz naprawdę bała się tej prędkości. Ale po rozmowie z trenerem już wiedziała, że musi się po prostu przyzwyczaić.
Zawody, sukcesy i… brak stresu
Do dziś startuje co roku w Ruczynowie. Raz zajęła trzecie miejsce w kategorii kobiet, w tym roku była piąta po jednym nieudanym skoku - ale i tak z dobrym wynikiem ponad 5 metrów. W klubowych zawodach również radzi sobie coraz lepiej - ostatnio była druga.
- Na małych skoczniach prawie się nie stresuję. To bardziej motywacja niż presja.
Co czuje skoczek w locie?
- Myślę tylko o technice: napięte nogi, stabilny lot i bezpieczne lądowanie. Na nic innego nie ma tam miejsca - mówi.
Jej idol? Kamil Stoch. I… spotkała go osobiście
Jest największym autorytetem Wiktorii.
- Jego skoki są perfekcyjne. Uczę się, oglądając go w telewizji.
Raz udało jej się nawet zrobić z nim zdjęcie. Wśród kobiet podziwia Słowenkę Nikę Prevc - za umiejętności i odporność psychiczną.
Plany? Najpierw nauczyć się jeździć na nartach
Choć skacze, to… jazdy na nartach wciąż się uczy.
- Zimą trzeba świetnie jeździć, żeby skakać. Ja jeszcze nie potrafię, więc tę zimę poświęcę na naukę.
Chce sama pojechać w góry, wykupić lekcje, a za rok dołączyć także do zimowych obozów.
Czy widzi siebie na olimpiadzie?
- Chciałabym. Ale to raczej mało realne. Skoki to bardziej moje hobby. Trzeba mieć pracę, a w weekendy mogę skakać - mówi realistycznie.
Treningi także w domu
W domu Wiktoria ćwiczy tzw. imitacje - symulację fazy lotu.
- Kładę się w pozycji najazdowej, odbijam, a ktoś - np. tata - mnie łapie, żebym mogła przećwiczyć lot. Skoki z kanapy też się zdarzają - śmieje się.
„Fajnie byłoby mieć kogoś z Jarocina, ale mam swoją ekipę”
Choć w regionie nie ma innych osób z taką pasją, nie czuje się samotna.
-W klubie są ludzie z całej Polski. Znamy się, wspieramy, przyjaźnimy się. To moja skokowa rodzina.
Najbliższe plany? Strachoczanka i marzenie o skoku na śniegu
Po Nowym Roku Wiktoria chce pojechać na Strachoczankę - amatorską skocznię zbudowaną przez pasjonatów w Strachocinie.
- Chciałabym pierwszy raz skoczyć na śniegu. Oby pogoda pozwoliła!.
„Chcę pokazać, że z Jarocina też można zacząć latać”
Historia Wiktorii pokazuje, że żeby zacząć skakać na nartach, nie trzeba mieszkać pod Tatrami. Wystarczy ciekawość, upór i odrobina szaleństwa.
A ona sama podkreśla jedno:
- Skoki narciarskie dają mi wolność. Po prostu chcę latać.
Skoki narciarskie - piękny, ale drogi i wymagający sport
Choć skoki narciarskie kojarzą się z lekkością i swobodą, to w praktyce jest to jeden z najbardziej wymagających sportów - zarówno fizycznie, mentalnie, jak i… finansowo. Wiktoria przyznaje, że gdy zaczynała, nie miała żadnego sprzętu. Wszystko musiała kompletować stopniowo.
- U nas w klubie koszt treningu dla osoby bez własnego sprzętu to 400 zł, bo trener wtedy pożycza buty i narty. Dla tych, którzy mają swój sprzęt, to 300 zł. Ja większość mam już własną, kupioną używaną - opowiada.
Kombinezon udało jej się zdobyć za około 200 zł, podczas gdy nowy kosztuje nawet 1000 zł. Narty kupiła za 450 zł, a wiązania dostała od klubowego przyjaciela - nowe to wydatek rzędu tysiąca złotych. Do kompletu brakuje jej już tylko własnych butów, które planuje kupić za 800 zł. Do tego oczywiście kask i - opcjonalnie - gogle, które mogą być zwykłymi narciarskimi.
- Ten sport zdecydowanie nie jest łatwy. Nawet samo wejście z nartami na górę skoczni jest męczące, bo nie wszędzie jest wyciąg. Trzeba być maksymalnie skoncentrowanym przez cały skok, bo jedna chwila dekoncentracji może skończyć się groźnym upadkiem - mówi Wiktoria.
Dużą część przygotowań stanowią treningi poza skocznią: równowaga, skoczność, siła. A także praca nad mentalnością
-Strach nie ułatwia. Przechodząc na coraz większe skocznie, naprawdę można się przestraszyć. Najgorzej jest na belce. Kiedy siedzę u góry i patrzę w dół, często nie widzę nawet miejsca, w którym mam wylądować - dodaje.
Skoki to pasja, praca to stabilizacja
Choć jej dni często kręcą się wokół skoków, Wiktoria twardo stąpa po ziemi. W maju zdała maturę i niedawno zaczęła pierwszą pracę.
- Pracuję zdalnie w zawodzie, jako technik rachunkowości. Nie planuję iść na studia - mówi.
Taka forma pracy pozwala jej godzić obowiązki zawodowe z wyjazdami na treningi i obozy.Dla mnie skoki to pasja, którą chcę łączyć z normalnym życiem. Nie da się z tego wyżyć, ale można mieć ogrom satysfakcji.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.