Jajco - ostatni legendarny punk z Jarocina [GALERIA]

Opublikowano:
Autor:

Jajco - ostatni legendarny punk z Jarocina [GALERIA] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Dominik Lorenc zwany Jajco był znaną postacią. Jeszcze za życia stał się legendą Jarocina. Dla wielu był przykładem osoby, która nie bała się swoich przekonań. Bronił ich i wierzył, że ma rację.

 

 

- Dominik był jednoosobową armią. Twierdził, że poradzi sobie ze wszystkim - wspomina brat, Wojciech Lorenc. Przede wszystkim był punkiem i często powtarzał: „Byłem, jestem i będę punkiem, nikt tego nie zmieni”. - Nikt nie mógł mu tego wybić z głowy, ani mama, ani ojciec - mówi brat Dominika. - Jajco był prawdziwym punkowcem z krwi i kości - dodaje jeden z kumpli Dominika, Mariusz Grzesiek.

 

 

Ubierał się jak typowy punk, ćwieki, podwinięte spodnie, glany, kolczyki w uszach. Nie miał irokeza, lecz czuprynę w stylu Sida Viciousa, basisty Sex Pistols. Charakterystycznego mężczyzny trudno było nie zauważyć na koncertach. Z racji swoich przekonań często wchodził w potyczki ze skinheadami, zwłaszcza tymi agresywnymi. Potrafił jednak usiąść z nimi i porozmawiać pokojowo. Miał w sobie dużo buntu, przeciwko istniejącemu systemowi. Uważał go za fikcję. Prawdę widział tylko w muzyce i nawet przez krótki czas był wokalistą w punkowej kapeli Egzekucja.

 

Kiedyś jego tyłek stał się najsłynniejszy w Polsce. Jajco brał udział w manifestacji bodajże na poznańskim rynku. Powodem było „spałowanie” grupy młodych chłopaków przez policjantów, których zamknięto na „dołku” i nie chciano wypuścić. Dominik stojąc na czele manifestujących zdjął spodnie i pokazał im d... Mama o wszystkim dowiedziała się z telewizji - opowiada śmiejąc się Wojtek Lorenc.

 

Idol dla młodszych i nie tylko

Jajco był kumplem wielu jarociniaków. Przyjaźnił się również ze znacznie młodszymi od siebie ludźmi, którzy wpatrywali się w niego jak w obrazek. Dla nich był idolem. Do historii przeszły spotkania w jarocińskim parku i w amfiteatrze przy tanim winie. Dominik grał w nich pierwsze skrzypce.

 

Znam go od podstawówki. Ja rocznik 75, a on 79. Wtedy to była duża różnica wieku. Pamiętam go jako małego, wesołego kurdupla. „Domino” przyjeżdżał do mnie na jakimś motorku. Dostawał kasety do słuchania. Nigdy nie nazywałem go Jajco, bo dla mnie był Domino. Jajcem stał się grubo później - opowiada Waldek, mieszkaniec Jarocina.

 

Trudno by szukać kogoś, kto powiedziałby o nim coś złego. - W czasach, gdy zaczęliśmy chodzić na koncerty, spotykać się w amfiteatrz, czy na górce, to on był dla nas wzorem. Był świetnym kumplem - zapewnia Mariusz Grzesiek. Dominik zawsze bronił słabszych. Choć był niskiego wzrostu, to nikomu nie pozwalał podnieść ręki na swoich kumpli

 

Kiedyś pojechaliśmy razem na koncert do Ostrowa. Był z nami jeszcze jeden koleś, którego niestety chcieli stłuc miejscowi. Obroniliśmy go, ale to Dominik miał w tym największy udział. Zawsze wstawiał się za kimś słabszym - mówi Dawid Starosta.

 

Jajco miał wiele przygód i historii w swoim życiu. Krążą o tym dosłownie legendy. Otarł się nawet o śmierć. Wyskoczył kiedyś z pędzącego pociągu i wpadł pod drugi, nadjeżdżający z naprzeciwka. Przeżył i o dziwo nie miał żadnych poważnych obrażeń, tylko był trochę poobijany. 

 

Żył i walczył dla mamy

Niestety kolejny wypadek skończył się dla niego nieszczęśliwie. Szerzej o tym wydarzeniu pisaliśmy TUTAJ. Obrażenia, jakie doznał, były bardzo poważne. Dominik przeszedł dwie skomplikowane operacje mózgu. Był sparaliżowany. Rodzina i przyjaciele przygotowali mu pokój, który dostosowali do jego potrzeb. Znajomi zorganizowali zbiórkę pieniędzy potrzebnych na rehabilitację oraz zakup niezbędnego sprzętu medycznego.

 

Był świadomy tego, co się z im dzieje. W jeden dzień z chęcią ćwiczył, a w następny leżał już i odmawiał brania udziału w rehabilitacji. Myślę, że miał depresję. Po powrocie ze szpitala powiedziałem do niego „Jajco będzie dobrze, jesteś jednoosobową armią”. Popatrzył na mnie takim świdrującym wzrokiem, złapał za rękę i położył ją na swej głowie. Myślę, że wrócił do domu po to, żeby się z nami pożegnać. Starał się żyć i walczyć ze względu na mamę. Czekał jednak na swoją śmierć. Zmarł dwa tygodnie przed swoimi urodzinami - z trudem opowiada Wojciech Lorenc.

 

Odejście Dominika wywołało wiele komentarzy, co świadczy, że był on ważną postacią w Jarocinie. Na jego profilu facebookowym pojawiło się wiele wpisów przyjaciół, którzy nie kryli swojego bólu z powodu jego śmierci. Ktoś napisał: „Żegnaj dobry kumplu”. Na pogrzeb przyszło dużo znajomych, zagrano ostatni dla niego koncert.

 

Zawsze powtarzał, że nie chce, żeby ludzi po nim ryczeli. Po ceremonii pogrzebowej marzyła mu się impreza na legendarnym amfiteatrze - mówi Wojtek Lorenc.

 

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE