Nie może udowodnić swoich słów, ale się nie wycofuje
- Jaka władza, takie sms-y - komentuje z uśmiechem Bartosz Walczak, dyrektor biura Stowarzyszenia ZJ. To jemu w maju Mikołaj Kostka zarzucił, że wysyłał wiadomości i dzwonił na służbowy telefon obecnego wiceburmistrza, który kiedyś należał do radnego ZJ Roberta Kaźmierczaka (gdy ten pracował w urzędzie miejskim).
- Dostałem kilka sms-ów i rozmowę, którą przerwałem, nie wiedząc, kto do mnie dzwoni - od pana Bartosza Walczaka, który usilnie w kwestii kina kontaktował się z radnym Robertem Kaźmierczakiem, który w tym samym momencie był na sesji rady miejskiej - mówił Kostka publicznie. Przekonywał, że szefostwo stowarzyszenia chciało w ten sposób wpłynąć na radnych opozycji w kwestii oddzielenia murem kamienicy gminnej od tej należącej do byłego burmistrza Adama Pawlickiego. Chodziło o lokal, w którym kiedyś znajdowało się Cafe Kadr.
Zarzuty podgrzały i tak już napiętą atmosferę na linii władze miasta - opozycja. Tymczasem Kostka do dzisiaj nie ujawnił treści wiadomości. - W momencie, kiedy powiedzieliśmy sprawdzam, okazało się, że tych sms-ów nie ma - mówi radny Kaźmierczak.
Z kolei Adam Pawlicki przekonuje, że nie prosił Walczaka o jakichkolwiek lobbing w tej sprawie. - Dlatego tych wiadomości nie ma - mówi prezes ZJ.
Wiceburmistrzowi odmówiła pomocy policja i operator sieci komórkowej. Specjaliści twierdzą jednak, że dane można odzyskać, pod warunkiem, że nie doszło do tzw. nadpisania wiadomości. Telefon Kostki trafił w ręce profesjonalnej firmy. Efektów póki co brak.
- Nie mam zamiaru się z tej informacji wycofywać, bo ta informacja jest prawdziwa – obstaje przy swoim Kostka. Czy może udowodnić swoje słowa z sesji? - Na dzień dzisiejszy nie - odpowiada wiceburmistrz.
(nba)
ZOBACZ WIDEO