To pytanie zadają sobie wszyscy obserwatorzy poniedziałkowej akcji ratunkowej w Jarocinie z udziałem śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Kiedy ratownicy przywrócili czynności życiowe dziecku, zapadła decyzja o konieczności przewiezienia chłopca do szpitala specjalistycznego w Poznaniu. Szybszego niż lotniczy transportu nie ma.
Koordynujący akcję dyspozytor Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Kaliszu zadysponował helikopter LPR-u. Kiedy maszyna leciała do Jarocina, karetka z nastolatkiem w ciężkim stanie udała się na lądowisko szpitalne przy drodze do Słupi.
Odtąd dzieją się rzeczy, które dla rodziny i postronnych obserwatorów, są nie do końca zrozumiałe. A to rodzi pytania - dlaczego pilot helikoptera zamiast na lądowisku, którego budowa kosztowało ponad 800 tys. zł usiadł na polu ornym. I czy na jego decyzję miało wpływ to, że płyta była zaśnieżona?
Skoro był to lot ratunkowy HEMS, jak tłumaczy rzecznik LPR - nie wymagający korzystania z lądowiska, w którym pilot wybiera miejsce najbliższe zdarzeniu - dlaczego wezwano straż pożarną do zabezpieczenia? I wreszcie czy miało znaczenie, że było to pierwsze zdarzenie na terenie naszego powiatu w którym wykorzystano śmigłowiec?
[ZOBACZ WIDEO]