W mediach społecznościowych pojawiła się informacja o uprowadzeniu dwuletniego dziecka w Jarocinie. Co się wydarzyło? Sprawę wyjaśnia policja.
Bliscy dziecka twierdzą, że chłopca uprowadził jego ojciec. Udało nam się porozmawiać z babcią dwulatka, która była świadkiem sytuacji.
- Odprowadzałam córkę do domu. Na wysokości parkingu przy ul. Św. Ducha podszedł do nas ojciec Wiktora. Córka chciała zaprosić go do mieszkania, a on zaczął odpinać wnuka. Siłą wyciągnął go z wózka i uciekał w stronę stacji paliw. Tam gdzieś musiał stać samochodem jego brat. Przekazał mu Wiktora i odjechał z piskiem opon. Ojciec dziecka wrócił się po swój samochód na parking – opisuje babcia dziecka.
Przerażona matka sprawę zgłosiła na policję.
- Policjanci sprawdzili zgłoszenie. Ustalili, że dziecko przebywa u swojego ojca, który nie jest pozbawiony praw rodzicielskich. Na tę chwilę chłopcu nic nie zagraża. Nie możemy mówić o porwaniu rodzicielskim – mówi asp. Agnieszka Zaworska, rzecznik prasowy KPP w Jarocinie.
Rodzice dziecka nie są małżeństwem. Matka chłopca złożyła do sądu rodzinnego pozew o przyznanie alimentów i ustalenie zasad opieki nad chłopcem. Sąd nie wydał jeszcze postanowienia w tej sprawie.
Wieczorem skontaktował się z nami ojciec dziecka. Poniżej zamieszczamy jego wersję wydarzeń.
Oczywiście dziecko nie zostało porwane. Nie ma czegoś takiego jeśli dwie strony mają te same prawa. Owszem chciałem spotkać się z synem lecz proponowane "odwiedziny przez matkę w asyście rodziny" nie są mi sprzyjające i niestety nie mogę o tym napisać.
Przykro mi też, że siostra byłej partnerki wprowadziła w błąd tylu dobrych ludzi i organy ściągania. Stałem na parkingu i zauważyłem z daleka syna z była partnerką oraz jej matką i wnukiem od strony siostry, która rozpętała taka burzę. Syn z daleka już krzyczał '"tata tata" i wyciągał ręce. Wtedy też była partnerka zorientowała się, gdyż więź jaka łączy mnie z synem jest taka jakiej wielu może pozazdrościć. Chciałem go przytuć. Oczywiście żadnej szarpaniny nie było co pewnie w tym miejscu uchwyciła kamera monitoringu miejskiego, bankomatu oraz te na stacji Amic. Syn dosłownie "rzucił" mi się na szyję. Nie widział mnie od chwili gdy była partnerka odebrała go ze żłobka i przemieszczała się z nim między mieszkaniem swojej matki i tym nowo wynajętym. Z synem odszedłem na rękach obserwując przejeżdżające auta. Syn bardzo lubi je tak samo jak jego tata.
Dzwoniłem do brata czy spotkamy się rodzinnie bo jego rówieśnicy nie widzieli Wiktora prawie 2 tygodnie. Akurat był blisko. Jako, że jest odpowiedzialny i sam posiada dzieci akurat miał w aucie foteliki. Syn ucieszył się na jego widok ciągle powtarzając "wuja wuja wuja". Trafił do domu gdzie zobaczył dziadków, którzy wychowywali go przez prawie dwa lata pomagając mi i byłej partnerce. Jakie rzeczy wypisują siostry byłej partnerki oraz rodzina wie każdy, kto miał z nimi do czynienia.
Na końcu chciałbym bardzo wszystkich wprowadzonych w błąd przeprosić lecz posypała się lawina komentarzy jakoby ktoś tu był przestępca. Przykro mi, że chcąc się "dogadać" gdzie ma syn przebywać otrzymałem tylko możliwość odwiedzin w otoczeniu rodziny byłej partnerki. Jeszcze raz bardzo przepraszam za sytuację i liczę, że rodzice i ojcowie w podobnym położeniu zrozumieją.