Jednym z głównych atrybutów świąt wielkanocnych są oczywiście pisanki - zarówno jako element dekoracyjny, jak i użytkowy, ponieważ malowane jajka wchodzą w skład święconki. Ich symbolika ma przedchrześcijańskie korzenie. Jajko było uważane w wierzeniach wielu ludów za symbol odradzającego się życia. Kościół zaadoptował go i wyjaśnił ideą Zmartwychwstania jako powrotu do życia.
Dla średniowiecznych alchemików jajko było bardzo ważnym symbolem. Przypisywali mu znaczenie „pierwotnej materii”. Jajko było odzwierciedleniem istoty kosmosu, a każda jego część – skorupa, błona, białko i żółtko symbolizowało cztery żywioły – powietrze, ogień, wodę i ziemię. Dla dawnych Słowian, jajko równie było symbolem odrodzonego życia. Pozwalało ono nawiązać kontakt żywych ze zmarłymi przodkami. Jajka barwiono na czerwono, w kolorze krwi i składano na wiosnę na grobach zmarłych. Tutaj też należy dopatrywać się zwyczaju barwienia jajek na Wielkanoc. Barwieniem, czyli „pisaniem” jajek zajmowały się gospodynie i ich córki. Od tego „pisania” właśnie pochodzi słowo „pisanka”.
Przed świętami dom zapełnia się pisankami
Iwona Czeszyk na co dzień uczy wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej w Nowym Mieście. Ma jednak pasję, o której wie niewielkie grono. Co roku przed Wielkanocą jej kuchnia zamienia się w pracownię. Powstaje tutaj zwykle od 50 do 100 pisanek. Każda z nich jest pokryta misternym, koronkowym wzorkiem. W domu pisanki można zauważyć w wielu miejscach. Te, które wykonała przed laty zapełniają szklane naczynia. Ostatnie, tegoroczne dzieła, które - jak się później okazuje, tworzy już od stycznia - wyeksponowane są na stole. Okazuje się, że tradycja tworzenia pisanek jest bardzo żywa w jej rodzinie. Umiejętności przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Pradziadkowie i dziadkowie pani Iwony wywodzą z rejonów Beskidu Niskiego, z okolic Nowego Sącza. Historia sprawiła, że ich potomkowie osiedlili się na zachodzie, daleko od rodzinnych stron. Pani Iwona wykorzystując tradycyjną technikę stworzyła jednak własny styl.
- Moja mama pamięta jeszcze i wspomina tamten świat, którego już nie ma. Opowiada, że przed świętami wielkanocnymi, ale i w czasie panie, a głównie młode dziewczyny malowały całe kosze jaj. Barwiły je na piękne kolory i rysowały przeróżne wzory. Potem dzieci ustawiały się w kolejce, żeby dostać kilka z nich. Bawiły się nimi, stukały, podrzucały. Ziemię pokrywały kolorowe skorupki, ale to nie był żaden problem, bo szybko zjadały je kury. Do malowania pisanek używało się tylko naturalnych barwników i wosku pszczelego z własnej pasieki. To był też czas, gdy panny wyszywały piękne gorsety zdobione cekinami, białe koszule kolorowymi nićmi. Później obdarowywano się tymi podarkami - dzieli się rodzinnymi wspomnieniami pani Iwona. - Również pisanki mogły być takimi prezentami. Zresztą istniał zwyczaj, że jeśli jakiejś dziewczynie podobał się chłopak, to wykonywała dla niego pisankę i mu ją darowała. Ten, który zebrał ich najwięcej, miał powody do dumy. Moja mama wspomina też, że ludzie szli na święconkę nie z koszyczkiem, ale z wielkimi koszami. Święcono wszystko, co mieli w domu i jedli to przez całe święta
Wychowywała się na wsi. Lubiła chodzić na tzw. pierzaki i słuchać opowieści starszych ludzi. Do Nowego Miasta przeprowadziła się po wyjściu za mąż.
- Kiedyś zastanawiałam się, jak powiedzieć komuś, że maluję jajka. Nie żebym się tego wstydziła, ale to wydawało się raczej mało poważnym zajęciem. Przy wosku trzeba jednak bardzo uważać. Nie może być za gorący ani za zimny. Mały błąd i trzeba sprzątać. Nie raz mi się puszka omsknęła. Kiedy pracuję nie gra telewizor ani żadna muzyka. Najlepiej, gdyby rodzina zajmowała się swoimi zajęciami po cichu. Ja przy tym odpoczywam. Biorę jajko za jakiem i nie wiem nawet, że minęło kilka godzin. To hobby uczy cierpliwości - twierdzi Iwona Czeszyk.
Jajka do święconki też zdobi tą samą techniką, choć - jak sama przyznaje - lubi też używać gotowych termokurczliwych, foliowych "koszulek".
Dziesięć godzin na strusią pisankę
Przyznaje, że już jako dziecku bardzo podobał mi się odgłos stukania szpilki o dno puszki z woskiem. Okazuje się, że w trakcie pracy nie zanurza się szpilki, bo wtedy zrobi się na niej grudka, kulka wosku. Ważne jest uderzenie w dno puszki, w której rozpuszczany jest wosk.
- Temperatura z puszki musi dotrzeć do szpilki i trzeba od razu nanieść wosk, bo inaczej spadnie. Co prawda ten wosk nie zastyga tak szybko jak parafina ze świeczki, ale nie ma zbyt dużo czasu. Ja robię to już automatycznie. Kiedyś robiliśmy też na gorących jajkach gotowanych. Trudno je było utrzymać w ręce, ale można było robić nieco inne wzory np. kwiaty, bo on się jeszcze dodatkowo ciągnął. Pamiętam jednak ten zapach wosku roznoszący się w całym domu. Czekałam aż będę mogła sama spróbować. Na początku może człowiek trochę się boi gorącej puszki, ognia. Ja teraz już nie patrzę w puszkę. Mam to tak ustawione, że robię to mechanicznie - wyjaśnia autorka pisanek.
Sama tworzy narzędzia do malowania woskiem, bo te kupne nie zawsze jej odpowiadały. Jak podkreśla wystarcza jej ołówek, kawałek gałązki i szpilka. Często musi próbować wiele zanim trafi na tą odpowiednią. W przypadku mniejszych jajek igiełka musi być zdecydowanie cieńsza. Przyznaje, że ma słabość do swoich pisanek. Nie może się na nie napatrzeć, nacieszyć się nimi. Pisanki są obfotografowane. Na zdjęciach często tworzy do nich specjalne aranżacje, dzięki temu zdjęcia wyglądają jak świąteczne pocztówki.
- Dopiero jak mam już wszystko udokumentowane, to mogę się bez żalu rozstać ze swoimi dziełami. Cieszy mnie, że cieszą one innych - tłumaczy.
Każda pisanka jest inna. Nie ma dwóch takich samych
Swoje kolorowe jajka wystawiała m.in. w galeriach. Prowadziła też kilkakrotnie warsztaty dla osób zainteresowanych tworzeniem w tej technice. Z radością dzieli się swoją wiedzą i umiejętnościami z osobami dorosłymi, ale i z dziećmi.
- Już na długo przed świętami szukam inspiracji. Interesuję się, jakie kolory są modne w danym sezonie. Przeglądam internet. Inspirują mnie różnego rodzaju hafty, serwetki, koronki, elementy ludowe, ale tworzę zupełnie autorskie dzieła. Stało się to moją wielką pasją. I może niech to będzie inspiracją dla innych - podkreśla pani Iwona.
Dodaje, że każda pisanka jest inna. Nie ma dwóch takich samych. Mimo że przez te lata wykonała ich już kilkaset. Co roku powstaje od 50 do 100 takich małych dzieł sztuki, dlatego wydmuszki z jaj kurzych zbierane są przez cały rok. Te większe - takie jak gęsie czy strusie trzeba dodatkowo zakupić. Wspomina, że próbowała robić jajka innymi technikami, ale najbardziej odpowiadają jej te wykonywane woskiem. Tym bardziej, że mało kto pracuje techniką woskową. Najbardziej czaso- i pracochłonne jest malowanie jajka strusiego, które trwa około 10 godzin. Od szkicowania wzoru aż po lakierowanie. Barwienie zależy od czasu, jaki jajko spędzi w kąpieli. Chociaż efekt końcowy zależny jest również od odcienia skorupki.
- Moja rodzina po zapachu wosku pszczelego wie, że zaczął się sezon na robienie pisanek. Żeby uzyskać czarny kolor trzeba wosk trochę przypalić. Obiecywałam sobie, że będę je robić przez cały rok, codziennie po jednym, wtedy miałabym 365 pisanek, ale nie każdy czas jest dobry na takie zajęcia - tłumaczy.
Pani Iwona maluje, rodzina promuje
Realizuje też specjalne zamówienia. Bywa, że ktoś życzy sobie mniej oczywisty kolor pisanki - np. granatowy. W tym roku na jajkach pojawiła się butelkowa zieleń. Są też różnego rodzaju odcienie fioletu. No i oczywiście typowo wielkanocne barwy - żółty, pomarańczowy, jasnozielony.
- Co roku staram się wprowadzić jakiś nowy element. W tym postanowiłam robić nieco bardziej wypukłe kropki, dzięki czemu powstaje wrażenie trójwymiarowości. Wzór jest wyraźnie wyczuwalny pod palcami. Doszłam do wprawy i precyzji. Nie muszę już robić na nim szkiców. Najtrudniejsza jest pierwsza kropka albo wydzielenie linii prostej na tym krzywym jajku. Okazuje się bowiem, że nie są one tak idealne w formie, tak symetryczne jak się wydaje. Nie wiem, jak ono będzie wyglądało. Pomysł często rodzi się w trakcie. Mimo że to tylko jajko, ale każdy egzemplarz jest dopieszczony. Zatykanie dziurek, barwienie, nanoszenie wzoru i utrwalenie. Jestem na pewno trochę kreatywna. I dobrze się tym bawię. Z każdym nowym jajkiem biegnę do rodziny, żeby zobaczyli, co mi się udało wymyślić. Nie wiem, czy nie mają mnie czasem już dosyć - śmieje się.
Malowaniem pisanek woskiem zajmuje się też siostra pani Iwony. Tajniki poznały również obie córki państwa Czeszyków, choć nie zajmują się tym tak intensywnie. To one właśnie namawiają mamę, że może spróbowałaby przenieść swoje wzory na inne powierzchnie niż skorupa jajka. Do tej pory zmierzyła się z jednym tak nietypowym zleceniem. Na prośbę osoby zaprzyjaźnionej pokryła wzorami całą siekierę. Nie ma strony internetowej. Nawet na jej profilu facebookowym trudno znaleźć jej dzieła. Promocją zajmują się głównie mąż i córki oraz osoby zaprzyjaźnione, tak jak np. pani Wiesia, która na co dzień tworzy m.in. torby.
- Gdybym chciała zwiększyć asortyment, to oczywiście trzeba by pomyśleć o jakiejś pracowni. Teraz jest nią moja kuchnia. Przyzwyczaiłam się do niej. Ale po kilku godzinach pracy boli ręka od ciężaru, sztywnieje kark. Jest gorąco. Oczy też bolą od skupienia na igle. Kurze jajko szybciej się obróci w ręce. Strusie jest zdecydowanie trudniejsze. Dużo czasu potrzeba, żeby przyjęło kolor. Strona prawa równa się lewej. Wzór z jednej strony musi być idealnie taki sam po drugiej stronie. Bardzo zwracam na to uwagę. Niektórzy myślą, że to gotowa naklejka, a tymczasem każda kreska, każda kropka została postawiona przeze mnie. Wiele czasu kosztowało mnie dojście do takiej wprawy, ale i tak ciągle się uczę. Nie chodzi mi o masową produkcję czy handel, ale o samą przyjemność tworzenia - zapewnia mieszkanka Nowego Miasta.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.