Ludzkie życie ratują kilka razy dziennie. Nieustannie ścigają się z czasem. Wielu z nas zawdzięcza im życie i zdrowie - załogom pogotowia ratunkowego.
Dzisiaj jarocińskie pogotowie ratunkowe świętuje 70-lecie powstania. 1 maja 1950 roku na ulice Jarocina wyjechała karetka pogotowia. Pierwszym ambulansem była skoda.
Początki jarocińskiej stacji były trudne. Pogotowie mieściło się w baraku przy ul. 1 Maja (aktualnie ul. Paderewskiego), w zagrzybionych pomieszczeniach, z zapadającymi podłogami. Później przez wiele lat siedzibą stacji był budynek przy ul. Śródmiejskiej. Teraz Zespoły Ratownictwa Medycznego wyjeżdżają z ulicy Szpitalnej.
Na przestrzeni tych siedmiu dekad pogotowie przeszło ogromną transformację. Poza ratowaniem życia i zdrowia ludzkiego zmieniło się wszystko: siedziby, nazwa, organizacja pracy, a w szczególności sprzęt.
Ludzie pracujący w pogotowiu nieustanie ścigają się z czasem. Zawsze są na „stand by’u”. Niektórzy wręcz twierdzą, że „kochają tę robotę” i nie zamieniliby jej na inną.
- Karetka to była moja pasja, moja miłość - mówi Czesław Łapczyński, który przez 24 lata jeździł w ambulansie, a od 2014 pracuje na SOR-ze.
Ich praca jest wyjątkowo stresująca i obciążająca. Na co dzień obcują z krwią, łzami i cierpieniem.
- W Wyszkach kierowca fiata 126 p skręcał w lewo, uderzył w inny samochód i ten maluch stanął w ogniu. Kierowca spłonął. Wiele było tragicznych zdarzeń. Tak jak to w pogotowiu - mówi Piotr Szmańda, były sanitariusz, który jeździł w karetce blisko ćwierć wieku.
Co jest najtrudniejsze w tej pracy?
- Radzenie sobie z emocjami. Nie można wszystkiego rozpamiętywać. Należy błyskawicznie analizować sytuację i wykonywać wszystko po kolei. Trzeba wyłączyć ludzką wrażliwość, bo wtedy łatwo spanikować. Inaczej trudno byłoby wejść do domu, mieszkania, gdzie doszło do zabójstwa. Trzeba wejść i działać jak w automacie. Empatia i rozumienie drugiego człowiek w tym zawodzie jest jak najbardziej ważne, ale należy umieć zachować „zimną krew” - mówi Tomasz Raźniak, ratownik medyczny.
I szybko dodaje: Nieraz trzeba pracować w ekstremalnych warunkach, w różnym środowisku. Jedziemy kogoś ratować, a zastajemy awanturującą się rodzinę. Trzeba umieć sobie z tym poradzić. Niekiedy należy wszystkich „wyrzucić” z pomieszczenia i stricte pomagać temu pacjentowi - podkreśla.
Jarocińscy ratownicy mieli jubileusz świętować dzisiaj. Zamówili mszę świętą, a po Eucharystii zaplanowano wspólne spotkanie obecnych i byłych pracowników pogotowia. Niestety pandemia COVID-19 pokrzyżowała plany organizatorom obchodów. Okolicznościowe spotkanie przeniesiono na 4 września.
Imponujący jubileusz, jaki świętują nasi ratownicy, jest okazją do przedstawienia kilku danych statystycznych o jarocińskim pogotowiu.
Aktualnie pracuje w nim 36 osób. 3.603 razy wyjechały karetki w ubiegłym roku. W tym roku ratownicy na ratunek spieszyli prawie 1.200 razy. Przez pierwsze trzy miesiące do szpitali przewieźli 584 osoby.
Niespełna trzy lata temu o jarocińskich ratownikach usłyszała cała Polska. Najpierw złożyli wypowiedzenia z pracy [ZOBACZ TUTAJ].
2 sierpnia 2017 roku wyszli na ulicę i domagali się podwyżek płac. W manifestacji uczestniczyli ratownicy medyczni z różnych miast kraju [ZOBACZ TUTAJ]
70 lat ratowania ludzkiego życia i zdrowia to piękny jubileusz. Pracownikom jarocińskiego pogotowia życzymy zdrowia, jak najmniej wyjazdów, satysfakcji z trudnej, ale bardzo potrzebnej pracy.
O pracy, codziennych wyzwaniach i ekstremalnych akcjach ratunkowych można przeczytać w aktualnym numerze „Gazety” [ZOBACZ TUTAJ].