reklama

Piłkarze (nie) do zajechania

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Paweł Witwicki/Archiwum

Piłkarze (nie) do zajechania - Zdjęcie główne

LZS Cielcza - GKS Jaraczewo, jesienne derby powiatu jarocińskiego | foto Paweł Witwicki/Archiwum

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportPiłkarze amatorzy z niższych lig, prowadzonych przez okręgowe związki piłkarskie, nie mają w tym sezonie lekkiego życia. Dopiero co po ponad miesięcznej pauzie (ostatnie mecze przed przerwą zostały rozegrane 14 marca), podczas której nie mogli nawet trenować, powrócili na boiska, a już stoją przed kolejnym wyzwaniem. W maju większość z nich będzie musiała rozegrać aż osiem spotkań! Dwa najbliższe, podczas majowego weekendu, nawet w ledwie dwudniowych odstępach! To dawka jak dla zawodowych piłkarzy w najwyższych ligach.
reklama

Jeszcze nie całkiem umilkły dyskusje na temat marcowej decyzji władz, po której piłkarze amatorzy musieli przerwać uprawianie swej dyscypliny, a w tym czasie zawodowcy, od IV ligi wzwyż, mogli nadal trenować i grać. Przedstawiciele niższych lig uważali to za niesprawiedliwe.

- Z badań, choćby holenderskich, czy ankiet przeprowadzonych przez portal Galaktyczny Futbol, jednoznacznie wynika, że uprawianie sportu na świeżym powietrzu jest bardzo mało ryzykowne pod względem zagrożenia zakażeniem. Naturalne, że musiałoby to się odbywać w surowym reżimie sanitarnym, ale skoro potrafią to zachować kluby z 4 i 3 ligi, to jaki problem dla klubów w niższych lig? Dla klubu są to [wstrzymanie rozgrywek – przyp. red.] wielkie problemy i to w kilku wymiarach. Pierwszy to sportowy, zawodnicy nie mogą nawet trenować, więc czy po zniesieniu zakazów będą w stanie grać po kilku dniach na pełnej intensywności mecz ligowy? Druga sprawa, to zobowiązania wobec sponsorów, których nie możemy eksponować w taki sposób jak podczas rozgrywek. No i ostatnie to atmosfera. Kibice, zawodnicy, działacze cały czas nie wiedzą co będzie za kilka dni i to na pewno nie wpływa dobrze na morale - tłumaczy Dawid Wyremblewski z GKS-u Jaraczewo.

reklama

Obecnie kluby z niższych lig stoją przed kolejnym problemem. Aby nadgonić stracony czas, związki piłkarskie, prowadzące rozgrywki, mocno „zagęściły” kalendarz. Z tego względu wiele drużyn w maju rozegra aż osiem spotkań, co oznacza, że niemal przez cały miesiąc będzie grać jak zawodowcy, czyli co trzy dni.

Największy wysiłek trzeba będzie włożyć na początku miesiąca. Podczas nadchodzącego majowego długiego weekendu (od 1 do 4 maja), wiele drużyn rozegra dwa spotkania, często w odstępie zaledwie dwóch dni. Niektórzy ledwie zmieszczą się w wymaganej regulaminem rozgrywek czterdziestoośmiogodzinnej przerwie pomiędzy kolejnymi meczami. Na przykład LZS Cielcza zagra 1 maja w sobotę o godz. 12.00 w Zaniemyślu z Kłosem, a już 3 maja w poniedziałek o godz. 16.30 podejmować będzie „u siebie” Piasta Nowy Belęcin. Z kolei lider grupy VI klasy okręgowej Jarota II Witaszyce w niedzielę 2 maja o godz. 11.00 zagra z GKS-em Grębanin, a we wtorek 4 maja o godz. 18.00 zagra w Jankowie Przygodzkim z Baryczą.

reklama

Piłkarze amatorzy nie są przyzwyczajeni do tak częstego rozgrywania spotkań. W dodatku po ponad miesięcznej przerwie od treningów, często nie są fizycznie przygotowani na tak dużą dawkę wysiłku. Istnieją zatem poważne obawy o to, czy ci zawodnicy nie będą narażeni na poważne kontuzje. Kluby amatorskie z reguły nie posiadają bowiem tak licznej kadry zawodników, aby trenerzy mogli rotować składem.

Kolejnym problemem będą zaległe mecze rozgrywane w środku tygodnia. WZPN zaproponował rozegranie części zaległych spotkań w środy 19 i 26 maja.

- W środku tygodnia większość zawodników uczy się lub pracuje. Nawet jeśli mecze zostaną rozegrane o 17.00 lub 18.00, to na wyjazd liczący około siedemdziesięciu kilometrów trzeba wyruszyć przynajmniej o 14.00. Nie wszyscy piłkarze będą w stanie tak szybko stawić się na zbiórce. Dlatego nie wiemy jeszcze, czy w ogóle pojedziemy na te mecze – przyznaje trener Gromu Golina Sebastian Waszkiewicz.

reklama

Jeśli sporo drużyn będzie mieć kłopoty kadrowe, ze względu na kontuzje i karencje za kartki, lub problemy z zebraniem zawodników na wyjazdowe mecze w środku tygodnia, to może być sporo nierozegranych spotkań, za które zostaną przyznane walkowery. To może wypaczyć końcowe wyniki rywalizacji sportowej.

- Może się tak zdarzyć, że klubom bardziej będzie się opłacało zapłacić czterysta złotych za walkower niż tysiąc złotych za wynajem autobusu, którym i tak pojedzie niewielu zawodników i z góry będzie wiadomo, że mecz będzie przegrany. Dlatego mimo reorganizacji rozgrywek wyniki w tym sezonie nie będą w pełni sprawiedliwe – przewiduje Aleksander Matuszewski, trener LZS-u Cielcza.

Pomimo tak wielu problemów, działacze i piłkarze już coraz rzadziej narzekają. Raczej cieszą się, że mogą w końcu powrócić na zielone murawy.

reklama

- Najważniejsze, że możemy znów grać i może jakoś uda się doprowadzić rozgrywki do końca. Najgorsze byłyby, gdyby zostały przerwane w połowie i nie dokończone, tak jak w ubiegłym sezonie – nie kryje radości, ale też obaw, szkoleniowiec zespołu z Cielczy.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama