Z kim zdobywać punkty, jeśli nie z ostatnią drużyną w tabeli! Tak zapewne myśleli przed spotkaniem z Bałtykiem Gdynia kibice Jaroty, którzy zdecydowali się obejrzeć ostatni mecz podopiecznych Piotra Garbarka w rundzie jesiennej III ligi w Jarocinie. Czekał ich jednak srogi zawód. To goście z Gdyni strzelali w Jarocinie gole i to oni zdobyli zasłużenie komplet punktów.
Trener Piotr Garbarek miał przed tym ważnym spotkaniem kłopot z zestawieniem pary stoperów. Dotychczasowi pewniacy - Dawid Idzikowski i Marcin Maćkowiak - pauzowali za nadmiar kartek. W związku z tym do środka obrony przesunięci zostali Piotr Stachowiak i Kacper Szaflarski. Z kolei na prawym boku formacji obronnej miejsce Stachowiaka zajął Szymon Soiński. Najbardziej wysuniętym napastnikiem był tym razem Mikołaj Jankowski.
Mecz od początku ułożył się nie po myśli fanów Jaroty. Już w 3. minucie goście z Gdyni objęli prowadzenie. Piłkarze Bałtyku krótko rozegrali rzut wolny, a Oskar Bohm popisał się fantastycznym uderzeniem z około dwudziestu pięciu metrów. Specyficznie trafiona piłka w połowie lotu nagle skręciła i zupełnie zmyliła stojącego między słupkami jarocińskiej bramki Sebastiana Lorka.
- Pierwszy stały fragment dla Bałtyku i Michał Marszałkiewicz nie wykonał poleceń, o których rozmawialiśmy przed meczem - wskazał przyczynę szybkiej straty gola trener Jaroty Piotr Garbarek.
Przez chwilę gospodarze wyglądali jak zamroczeni po bokserskim nokdaunie. Ostatni zespół rozgrywek mógł to wykorzystać, bowiem miał jeszcze dwie niezłe okazje do podwyższenia prowadzenia. Na szczęście pierwszy strzał został zablokowany, a w drugiej sytuacji zawodnik Bałtyku chyba sam był zaskoczony tym, że tak łatwo, dwoma podaniami bez przyjęcia, udało się przedostać w pole karne Jaroty, bowiem oddał niecelny strzał.
Jarota próbowała atakować. Michał Grobelny szukał możliwości do wykonania prostopadłego podania, ale nie było ich wiele. Na bokach Sebastian Kamiński, Kaito Imai i Szymon Komendziński także starali się być aktywni, ale akcje indywidualne nie przynosiły zbyt wiele pożytku, a składnych zagrań zespołowych było niewiele, gdyż piłka krążyła między piłkarzami Jaroty zbyt wolno, aby zaskoczyć obronę i bramkarza ostatniej drużyny w tabeli. Słabe uderzenia Sebastiana Kamńskiego z dystansu i główka Szymona Komendzińskiego - to były jedyne celne strzały na bramkę Bałtyku w pierwszej połowie. Ponadto zagranie wzdłuż linii bramkowej w wykonaniu Kamińskiego, po którym nikt nie był w stanie skierować piłki do bramki oraz stuprocentowa sytuacja Mikołaja Jankowskiego, który był jednak na spalonym - oto jeszcze dwie sytuacje godne zapamiętania z pierwszej części gry.
Druga połowa rozpoczęła się od znacznie aktywniejszej gry Jaroty w ofensywie. Nie przekładało się to jednak za bardzo na zagrożenie pod bramką Bałtyku. Raz groźnie, ale niecelnie, uderzył z rzutu wolnego Sebastian Kamiński. Innym razem przedarł się w pole karne Kaito Imai, ale wycofanej przez niego spod linii końcowej piłki nie miał kto w polu bramkowym skierować do siatki. Dość groźny strzał tuż obok słupka oddał także Komendziński. Ale to nie były sytuacje, przy których bramkarz Bałtyku mógłby poczuć pot na plecach.
Goście z Gdyni przetrwali ten początkowy, niezbyt dla nich groźny napór Jaroty i poszukali okazji do wyprowadzenia kontrataku, który dałby im drugiego gola. Okazja ku temu nadarzyła się w 69. minucie. Sebastian Lorek obronił pierwszy celny strzał graczy Bałtyku w drugiej połowie, ale piłka spadła pod nogi Karola Fietza, a ten zaliczył na swe konto drugie trafienie dla gości. W końcówce Jarota próbowała zdobyć jeszcze choćby honorowego gola, ale niecelne uderzenia Michała Grobelnego i Emila Jędraszaka były największym zagrożeniem dla bramkarza gości.
- Niektórzy zawodnicy, mówię o mojej drużynie, chyba za bardzo cenią swoje umiejętności. Chłopacy z Gdyni, mimo iż zajmują ostatnie miejsce, pokazali wielką ambicję. Oni udowodnili, że w tej lidze właśnie ambicją można wygrywać mecze i zdobywać punkty. Chciałbym mieć tak ambitnych graczy w swojej drużynie. Mieli swój pomysł na ten mecz. Szacun. Jak dla mnie wygrali zasłużenie, bo bardziej tego chcieli - wyciągnął dość smutną konkluzję z ostatniego meczu na własnym boisku trener Jaroty Piotr Garbarek.
Szkoleniowiec jarocińskiego zespołu nie mógł też pogodzić się z tym, że goście tak szybko objęli w tym meczu prowadzenie.
- To nieważne, czy tracisz gola w trzeciej, czy w dziewięćdziesiątej minucie. Sędzia gwiżdże i już na przykład po dziesięciu sekundach może być stały fragment. Ale to nikogo nie usprawiedliwia. Nie można w żadnym momencie w ciągu meczu zagapić się - stwierdził Garbarek.
Ostatni mecz przed przerwą zimową Jarota rozergra w najbliższą sobotę o godz. 13.00 w Starogardzie Gdańskim z tamtejszym Klubem Piłkarskim.
Jarota Jarocin - Bałtyk Gdynia 0:2 (0:1)
0:1 - Oskar Bohm (3.)
0:2 - Karol Fietz (69.)
Jarota: Sebastian Lorek - Piotr Skokowski, Kacper Szaflarski, Piotr Stachowiak (ż), Szymon Soiński (ż) (77. Dominik Konopacki), Michał Marszałkiewicz (65. Emil Jędraszak), Michał Grobelny, Kaito Imai, Sebastian Kamiński, Szymon Komendziński (77. Marcin Konopka), Mikołaj Jankowski
Bałtyk: Paweł Rabin - Jakub Bach, Jan Bożym, Mateusz Długołęcki, Aleksander Drozdowicz, Oskar Bohm (ż) (77. Igor Jankowski), Karol Fietz, Oskar Gołuński (77. Miłosz Waszczuk), Maciej Kaźmierczak, Jan Klimek, Oktawian Skrzecz
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.