Wywiad z Markiem Nowickim – byłym trenerem Jaroty Jarocin, który pracę w klubie rozpoczął przed sezonem 2018/2019. Został zwolniony z funkcji szkoleniowca 15 listopada 2018 roku, zaledwie dwie kolejki przed końcem rundy jesiennej. Za jego kadencji JKS zdobył 13 punktów w rozgrywkach III ligi grupy II oraz awansował do ćwierćfinału okręgowego Pucharu Polski.
Na początku sezonu mówiono o zwiększeniu liczby Jarociniaków w zespole. Jak wyglądała realizacja tego planu?
Chcieliśmy stopniowo odmładzać kadrę i zwiększyć liczbę zawodników z Jarocina. W Jarocie mieli pozostać Miłosz Kowalski i Marcin Szymkowiak, staraliśmy się także o jego brata – Jakuba, na stałe do zespołu miał dołączyć Patryk Rzepka. Jednak Ci chłopcy nie wykazywali zainteresowania grą w Jarocie. Zresztą w podobnym tonie przebiegały rozmowy z zawodnikami z okolicznych klubów. III liga to są wymagania, cztery treningi w tygodniu, dużo ciężkiej pracy fizycznej, analizy, odnowa, itd. Oni nie byli na to przygotowani. Jeżeli dla młodego piłkarza gra na tym poziomie nie jest motywacją samą w sobie, to co można zrobić więcej? Można zaproponować wysokie stypendium, ale ja zdecydowanie nie jestem zwolennikiem takich rozwiązań. Płacenie 16- czy 17-latkowi jest bardzo niebezpieczne dla jego rozwoju i często wyrządza duże szkody. Jestem przeciwnikiem takiego motywowania.
W przyszłości stosunek liczby zawodników z Jarocina i okolic do całej kadry miałby zostać zmieniony?
Założenia były takie, aby minimum 50% całej 20-osobowej kadry stanowili zawodnicy wychowani przez Jarotę, a w podstawowym składzie występowało regularnie minimum pięciu. W kolejnych sezonach proporcje miały być zmieniane na korzyść zawodników miejscowych i z rejonu. Docelowo chcieliśmy, aby maksymalnie 3-4 piłkarzy z zewnątrz podniosło poziom sportowy drużyny. Pozostałą część kadry mieli stanowić wychowankowie i zawodnicy z rejonu. Taka polityka kadrowa zaspokoiłaby nie tylko oczekiwania kibiców, ale przede wszystkim pozwoliłaby na utrzymanie poziomu sportowego.
W kadrze zaszły duże zmiany, spora grupa podstawowych piłkarzy odeszła. Jaki miało to wpływ na zespół?
W Jarocie powitała mnie atmosfera konfliktu spowodowana niewłaściwym potraktowaniem czterech doświadczonych zawodników. Ponadto z drużyny odeszło jeszcze sześciu piłkarzy, w tym Dominik Chromiński – najskuteczniejszy gracz Jaroty oraz utalentowani młodzieżowcy, o których wspominałem wcześniej. Szukaliśmy więc z konieczności wzmocnień poza Jarocinem i częściowo nam się to udało. Niestety, gdy kilku zawodników doznało urazów lub kontuzji, tej jakości zabrakło. Nie ma co ukrywać, zabrakło do osiągnięcia celu również odrobiny doświadczenia. Średnia wieku „11” często oscylowała w granicach 22 lat.
Jakie były przedsezonowe założenia i obietnice ze strony zarządu?
Gdy przychodziłem do Jaroty, przedstawiono mi, że klub ma jedynie niewielkie zaległości finansowe, a z dotacji otrzyma do końca roku 300 tys. złotych. Przekonany byłem, że jest to kwota wpisana do budżetu, ale w październiku wyprowadzono mnie z błędu, bo okazało się, że były to tylko ustne ustalenia. To później okazało się powodem obecnych problemów. Standardowo określono również pułap środków przeznaczonych dla zawodników i po wszystkich transferach nie przekroczyliśmy tego budżetu. Po kalkulacji kosztów i przewidywanej dotacji, w kasie zostałyby jeszcze oszczędności. Jeśli chodzi o cele sportowe, to planowaliśmy, że w rundzie jesiennej zdobędziemy 20-23 punkty. To był bardzo optymistyczny plan. Z perspektywy czasu należy stwierdzić, że decydujący okazał się brak skutecznego napastnika. Biorąc pod uwagę moje doświadczenia, byłem świadomy, że problem jest poważny. Szukaliśmy wyjścia z tej sytuacji, często z Prezesem rozmawialiśmy na ten temat, nawet jeszcze w trakcie rundy jesiennej, kiedy wyniki i gra były zadowalające. Jednak środków zewnętrznych na sprowadzenie Jakuba Smektały nie udało się zabezpieczyć. Jakub trafił później do Sokoła Kleczew.
Kiedy pojawiły się pierwsze negatywne informacje o stanie budżetu?
W połowie rundy pojawiły się problemy finansowe, ale każdy uznał to już za standard, przecież od wielu lat Jarotę spotykały podobne problemy. Po pewnym czasie sytuacja zrobiła się naprawdę trudna, poinformowano nas o możliwości wycofania zespołu z rozgrywek. Pomimo tego, zespół potrafił po bardzo dobrym meczu zwyciężyć z Pogonią II 3:0. Wydawało się, że możemy jeszcze zrealizować cel minimum. Jednak pojawiły się kolejne problemy kadrowe i wysoka porażka w Koszalinie. Zespół nadal trenował solidnie, ale zdecydowanie zabrakło nam jakości. Sytuacja w klubie również nie pomagała w optymalnym motywowaniu zawodników.
Miasto jasno deklaruje, że nie zamierza partycypować w kosztach wynagrodzeń dla piłkarzy. To właściwa droga?
Władze miasta mają oczywiście do tego prawo. Myślę jednak, że chyba zabrakło dobrych chęci i poświęcenia czasu na zgłębienie tematu. Realia były takie, że Jarota i Wda Świecie to najbiedniejsze zespoły w tej grupie III ligi. Oba złożyły wnioski o wycofanie z rozgrywek. Wydaje się, że można było tę sprawę poprowadzić inaczej, bez szkody na wizerunku klubu i miasta. Należy się nad tym pochylić i przynajmniej odpowiedzieć na pytania: czy chce się mieć klub na czwartym poziomie rozgrywkowym?, czy promocja poprzez drużynę piłkarską jest warta dotacji?, itd. Jeżeli nie rozważy się tych aspektów, to żaden argument ludzi związanych z Jarotą nie będzie trafiony. Problemy trzeba rozwiązywać, nie zaś uciekać od nich.
Jaki jest największy problem klubu?
Myślę, że Jarocie brakuje marketingu. Klub za mało chwali się swoimi osiągnięciami. Przecież funkcjonuje akademia, klub ma cztery drużyny w lidze wojewódzkiej, gdzie odnosi sukcesy. Trenerzy są zaangażowani, zdobywają coraz wyższe kwalifikacje, a gdy weźmie się pod uwagę ich doświadczenie zawodnicze i długoletnie związki z Jarotą, to można mówić o wysokich kompetencjach. Czyż nie chcemy, by nasze dzieci były pod opieką dobrych trenerów? Tu w Jarocinie tacy są i to jest potencjał.
Nowy zarząd zdecydował się utrzymać zespół w III lidze i wycofać wniosek o upadłość, ale dług nie zniknie sam. Widzi Pan jakąś nadzieję dla klubu, aby ten przetrwał?
Bardzo się cieszę, że tak się stało. Wierzę, że nowy zarząd sobie poradzi. Dobry plan, dobra wola radnych i okolicznych sponsorów oraz ogrom pracy i wszystko się poukłada. Szansą dla Jaroty jest stabilizacja. Zdecydowanie lepiej pracuje się, gdy wszystkie działania są zaplanowane, a plany są tworzone na konkretnych podstawach, zarówno tych personalnych, jak i finansowych.
Rozmawiał Dawid Borucki