W środę po południu byli o krok od finału. No, bo przecież co złego mogło im się stać w meczu z IV-ligową Obrą Kościan?
Wieczorem sytuacja wyglądała już zupełnie inaczej. Jarota Jarocin przegrała z rywalem skazywanym na pożarcie po dramatycznym meczu zakończonym dogrywką. Podopieczni Janusza Niedźwiedzia w beznadziejny sposób oddali rywalom pewne zwycięstwo. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której już po 26 minutach prowadzi się 3:0?
Marzenia o dwóch pucharach w jednym sezonie można odłożyć przynajmniej na rok. Drzwi na stadion Lecha Poznań - arenę finału Wielkopolskiego Pucharu Polski zostały właśnie zatrzaśnięte przez zespół, na który stawiali chyba tylko kibice z Kościana i niepoprawni optymiści. "Kopciuszek" pokazał jednak charakter, wolę walki, spryt i chęć zwycięstwa mimo przeciwności losu.
Piłkarze Jaroty i trener Janusz Niedźwiedź muszą się teraz zastanowić, jak połknąć tę potwornie gorzką pigułkę i przeanalizować, co się stało w głowach zawodników, że łatwe zwycięstwo bezpowrotnie uciekło po stratach bramek w 90. i... 120. minucie.
Obra Kościan - Jarota Jarocin 4:3 (1:3, 3:3)
0:1 - Christian Nnamani (8.)
0:2 - Hubert Antkowiak (21.)
0:3 - Filip Szewczyk (26.)
1:3 - Krystian Łukaszyk (31.)
2:3 - Tomasz Marcinkowski (51.)
3:3 - Mateusz Adamski (90+5.) - z rzutu karnego
4:3 - Mateusz Adamski (120.) - z rzutu karnego
Jarota: Daniel Malina - Piotr Skokowski, Piotr Garbarek, Dawid Piróg, Jędrzej Ludwiczak, Krzysztof Matuszak, Damian Pawlak, (79. Łukasz Rylukowski), Christian Nnamani (63. Michał Grobelny), Filip Szewczyk (65. Jacek Pacyński), Mateusz Molewski, Hubert Antkowiak (90. Daniel Najduch)