- Był taki pan, którego wszyscy się bali - jak wchodził, budził taki postrach, że ludzie w kolejce sami wołali: - Dać mu kawę, dać mu kawę! - wspomina Emilia Kmieciak, pracownica jarocińskiej spółdzielni „Zgoda”.
Emilia Kmieciak, dziś samodzielny referent ds. handlu, pracuje w spółdzielni od 1980 roku. - Zaczynałam w małym kiosku, w fabryce obrabiarek „Jafo”. Mówili na mnie: „Panienka z okienka”. (...) Często szykowałam chłopakom kanapki, jak mieli 15 minut przerwy i chcieli coś zjeść. Niektórzy szli na górę, na stołówkę, niektórzy do mnie, na bułeczkę z kawałkiem wątrobianki, bo była bez kartek - wspomina.
Czesław Ratajczak, kiedyś kelner, dziś członek zarządu „Zgody”, związany jest z nią od 1973 roku. - Spółdzielnia prowadziła dobrze prosperujące restauracje: „Hawanę” oraz „Targową” (potocznie zwaną „Pipuś”), kawiarnie „Klubową”, „Warszawiankę”, „Fusika”, „Sportową” i „Murzynka”. W rynku znajdował się nasz bar mleczny „Bajka” - opowiada.
Sprzedawczynie traktowano kiedyś jak boginie. W kolejkach stało się właściwie po wszystko. Towar trzeba było zdobywać. Szerzej na temat świetności spółdzielni „Zgoda”, jej działalności w czasach PRL-u czytaj w aktualnym wydaniu „Gazety”. Mamy też konkurs dla naszych Czytelników!