Radlin. Kilkanaście wychudzonych kotów wałęsa się po Radlinie. Schronisko chce interweniować, ale nie może. Wszystko przez zamknięty budynek, w którym przebywają zwierzęta.
- Od jakiegoś czasu ludzie z Radlina informują nas, że w tym miejscu jest dużo kotów - mówi Zofia Urbaniak, działaczka na rzecz zwierząt. - Dzisiaj szłam na spacer z jednym z psów i zauważyłam dwa koty, które były tak wychudzone i chore, że słaniały się nogach - dodaje.
Okazało się, że koty były obecne w tym budynku, kiedy jeszcze funkcjonowała tam obora. Pani Zofia Urbaniak tłumaczy, że pracownicy, którzy byli tam zatrudnieni dokarmiali koty wraz z pomocą kierownika schroniska. Jednak po pracownikach, zwierzętach hodowlanych i sprzęcie nie ma śladu. Koty jednak zostały.
Obiekt jednak jest zamknięty, co uniemożliwia wolontariuszom wejście.
Po sygnałach od czytelników postanowiliśmy zainterweniować w tej sprawie. Udało nam się skontaktować z właścicielem gospodarstwa rolnego, który jeszcze niedawno zarządzał budynkiem w Radlinie.
Okazało się, że mężczyzna nadal posiada klucze do obiektu. Co zadeklarował? Więcej o sprawie w najbliższym wydaniu Gazety Jarocińskiej.