Glaca i My Riot dali czadu, czadu i jeszcze trochę czadu. Najlepszy do tej pory koncert. Energią mogliby obdzielić ze trzy festiwale.
Glaca (w końcu już nie osiemnastolatek) skakał, biegał, wspinał się. Zaczął w bluzie, potem stopniowo pozbywał się garderoby, aż w końcu pokazał wszystkie tatuaże (no może prawie wszystkie).
Nie zabrakło oczywiście kawałków Sweet Noise. Był Bruk i była Godność.
Glaca wykrzyczał też, że bardzo nie lubi jednego (a właściwie, nie tylko jednego) pana, którego zwyzywał, co publika przyjęła ze zrozumieniem..
Był pył i przekaz, który został świetnie przekazany.
Na koniec Glaca (nie po raz pierwszy dziś) i Magic, ktory zagrał gościnnie po raz pierwszy od lat wielu, zeszli do fanów, których nie zabrakło. Była moc
Godność moją ceń! Fani i nie tylko fani docenili! Szacun!
I był bis...