Ostatnio pojawiła się moda na ekstremalne biegi pełne przeszkód. Porozmawialiśmy o tym fenomenie z Arletą Piotrowską, instruktorką tańca i właścicielką Studia Kreacji Ruchu, która zaraziła się tą pasją i ma już za sobą kilka startów.
Szukając informacji o Runmageddonie, trafiłem na bardzo ciekawe zdanie: „Nie jest to kolejny kolorowy uliczny bieg dla pięknie ubranych, czystych ludzi z najnowszą miniempetrójką mieszczącą się pod powieką”.
Zdecydowanie!
W takim razie dla kogo jest?
Myślę, że dla szaleńców przede wszystkim, ale oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dla ludzi z ogromną pasją, z dużą energią, którą chcą spożytkować właśnie poprzez uprawianie sportu.
Nie ma szans, żeby się nie ubrudzić?
Na pewno nie przejdzie się suchą i czystą nogą przez trasę. Jedną z pierwszych przeszkód, które musieliśmy pokonać w Runmageddonie, były bale słomy, a kolejną - wzięcie opony, worka z piachem i przeniesienie ich przez zbiornik z wodą. Przy moim wzroście czasami sięgała mi ona do brody, innym razem do pasa, a czasem tylko po kostki. Trzeba się też położyć na ziemi i przejść pod zasiekami uważając, żeby o coś nie zahaczyć.
To tylko fragment naszej rozmowy. Całość na poniższym wideo.