Autorka specjalizuje się w sesjach noworodkowych od sześciu lat. Pochodzi z Lubini Małej. W Jarocinie zamieszkała po 12-letnim pobycie w Anglii. Razem z mężem zdecydowali się wrócić do kraju ze względu na córkę, aby umożliwić jej podjęcie nauki w Polsce. Przygoda z fotografią zaczęła się właśnie od narodzin Abigail. To wtedy mąż pani Mileny kupił jej pierwszy aparat fotograficzny. Młoda mama nie była jednak zadowolona z efektów, tym bardziej że zaczęła porównywać swoje zdjęcia z efektami znanych fotografów zajmujących się sesjami noworodków m.in. Anne Geddes.
- To mąż zasugerował mi, że skoro tak to mnie interesuje, to powinnam się tym zająć profesjonalnie. Byłam na warsztatach w Anglii i Irlandii. Zarówno grupowych, jak i indywidualnych. Ta druga forma daje naprawdę dużo. Ktoś musi najpierw pokazać, jak to robić. Myślę, że postępy widać, kiedy się porówna moje zdjęcia sprzed lat i te obecne. Poza tym zawsze uwielbiałam dzieci. Tym bardziej, że mam brata młodszego o 12 lat, którym się opiekowałam. W Anglii robiłam sesje w mieszkaniu. W Jarocinie mam osobne studio i więcej możliwości - opowiada pani Milena.
Efekty jej pracy można obejrzeć na fb oraz stronie internetowej. Wykonała kilka sesji ślubnych dla znajomych, ale nie jest to coś, w czym czuje się dobrze.
- W sesji noworodkowej czy ciążowej mam wpływ na wszystko. Decyduję o efekcie. Mam swoją wizję. To, że mam swoje dziecko, to też daje mi większą swobodę w układaniu malucha - podkreśla pani Milena.
Dodaje, że ważne jest, aby rodzice nie oszukiwali jej w kwestii wieku dziecka.
- Do 14. dnia życia dziecko jest elastyczne, giętkie i pamięta jeszcze pozycje z brzuszka mamy, które można odtworzyć na zdjęciach. Później, szczególnie wśród chłopców, zaczynają się też problemy z kolkami, nietolerancjami mleka. To wszystko ma wpływ. Po latach pracy radzę sobie jednak nawet z takimi rozbudzonymi dziećmi. Sesję robię zawsze od rana i to w rytm dziecka. Na to potrzeba czasu i spokoju. Zdjęcia mogą trwać nawet trzy, cztery godziny. Rodzice też się wyciszają, rozluźniają. Dzięki temu powstają piękne zdjęcia rodzinne - tłumaczy fotografka.
Wszystkie są poddawane dodatkowej obróbce. Podczas sesji używa różnych rekwizytów, strojów i scenografii. Ich koszt jest niebagatelny np. mała sofa to koszt ponad tysiąca złotych.
- Ważne jest, żeby to wszystko było niepowtarzalne. Jestem w tych sprawach wręcz pedantyczna. Te zdjęcia mają być pamiątką na całe życie. Tych chwil nie da się już nigdy powtórzyć. Zwracam też uwagę na jakość wydruków zdjęć. To jest coś, co kocham robić. Nie zamieniłabym tego na nic innego. Ta pasja, która zrodziła się w czasie robienia zdjęć córeczki, stała się moim zawodem - podkreśla.
Przed sesją rodzice wypełniają formularz, który pozwala na dopasowanie zdjęć do kolorystyki i wystroju domu. Reszta to pomysły pani Mileny.
- Najważniejsze są dla mnie zawsze kwestie bezpieczeństwa. Niektóre zdjęcia są składane. Główka dziecka jest podtrzymywana przez rodziców, ale w efekcie końcowym tego nie widać - uchyla rąbka tajemnicy. Cieszy się, że po przerwie spowodowanej koronawirusem wraca do robienia sesji. - Już się nie mogę doczekać. Chociaż w tym czasie przestoju miałam i tak sporo pracy przy obróbce zdjęć. Zajęłam się też dekorowaniem domu i projektowaniem ogrodu. Myślę też o tym, żeby rozwinąć się jeszcze w dziedzinie fotografii dziecięcej Fine Art, w której zdjęcia są bardziej bajkowe - informuje.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.