Tak dobrego meczu Jarota nie zagrała już dawno.
Spotkanie z liderem tabeli - Sokołem Kleczew budziło sporo emocji. Kibice marzyli o zwycięstwie, ale przed pierwszym gwizdkiem chyba niewielu z nich liczyło, że piłkarze Jaroty zagrają aż tak dobrze.
Zawodnicy JKS-u od początku zdominowali grę i postawili gościom trudne warunki, ale to goście jako pierwsi zdobyli bramkę. Miało to miejsce w 23. minucie po strzale w okienko Sebastiana Śmiałka. Jarota błyskawicznie się podniosła i wyprowadziła zabójczą kontrę. Rywale musieli ratować się faulem przed polem karnym. Po rzucie wolnym piłka trafiła wprost na głowę Piotra Garbarka, który nie pozostawił bramkarzowi gości złudzeń i doprowadził do wyrównania w 24. minucie.
Po przerwie zawodnicy Sokoła Kleczew byli coraz bardziej sfrustrowani swoją nieskutecznością i dobrą postawą gospodarzy. Antybohaterem tego meczu został Emil Thiakane. Czarnoskóry gracz Sokoła kilka minut po wejściu na boisko zaatakował wślizgiem Michała Grobelnego wyprowadzającego akcję spod własnej bramki i w 64. minucie obejrzał czerwoną kartkę.
Jarota nie mogła sobie wymarzyć lepszej sytuacji niż gra rywala w osłabieniu. Piłkarze JKS-u co rusz konstruowali kolejne akcje i wydawało się, że drugi gol jest tylko kwestią czasu. Nic bardziej mylnego. Gospodarzom nie pomógł nawet sędzia doliczając 6 minut do drugiej połowy. Podopieczni Janusza Niedźwiedzia zanotowali trzeci remis z rzędu i trzeci... 1:1. Cieszyć może fakt, że gospodarze podzielili sie punktami z liderem tabeli, a nie drużyną z jej końca.
Szersza relacja we wtorkowym wydaniu "Gazety Jarocińskiej"